Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

Orphee Des Blins była moim prywatnym sekretem

24 października 2012

Rozmowa z Grzegorzem Witoldem Wróblewskim

Trenowana przez ciebie francuska klacz Orphee Des Blins wygrała 13 października 122. Wielką Pardubicką. Czy spodziewałeś się takiego triumfu, przecież był to debiut w tej prestiżowej gonitwie nie tylko tej klaczy, ale także twój?

Każdy trener marzy o tym, żeby wygrać Derby. Tak się szczęśliwie złożyło, że przygotowywany przez mnie Numerous wywalczył błękitną wstęgę na Służewcu w 1995 roku. Potem już mi ta sztuka się nie udała, ale nie czyniłem sobie z tego powodu wyrzutów, gdyż cały czas bardziej pasjonowały mnie stiple i płoty niż wyścigi płaskie. Przygotowywałem konie do tych gonitw w Skandynawii i we Włoszech. Wielka Pardubicka wydawała mi się nieosiągalnym marzeniem. Gdy rozpocząłem pracę w Czechach, znalazłem się u podnóża tego wyścigowego Mount Everestu. Jednak nie odważyłem się go szturmować, nie mając dobrego konia, co do którego byłbym przekonany, że powalczy w tak trudnej próbie. Czekałem cierpliwie aż się taki pojawi.

Opowiedz coś więcej o Orphee Des Blins.

Ta 10-letnia wysokiej półkrwi klacz (angloarabka) została zakupiona w 2009 roku przez czeskiego właściciela Jirziego Travnicka, którego konie trenuję. Szkoliłem ją od ubiegłego sezonu. Jako moja podopieczna biegała pięć razy: trzykrotnie, w tym w Wielkiej Pardubickiej, wygrała bardzo łatwo, raz był trzecia i raz jeździec z niej spadł. We Francji osiągała nawet dobre wyniki, ale dystansach najwyżej do 4800 m. Na dłuższych już zawodziła. Miała z tego powodu opinię, że „nie trzyma dystansu”. Dlatego też w 23-konnej stawce, która stanęła na starcie 122. Wielkiej Pardubickiej, była liczona w dalszej kolejności. Jej notowania wynosiły 54:1. Tymczasem styl jej zwycięstwa był imponujący. Wygrała z niebywałą lekkością, prowadząc od startu do mety, z przewagą 16 długości. To było coś niesamowitego nie tylko dla ludzi związanych zawodowo z wyścigami, ale także dla publiczności.

Czy ciebie samego tak sensacyjna wygrana też zaskoczyła?

Ja wierzyłem w tę klacz, ale to był mój, można powiedzieć, prywatny sekret. Ponieważ nikt jej nie liczył, miałem swoisty komfort, bo nikt mnie o nic nie pytał i niczego specjalnego ode mnie nie oczekiwał.

Czy podczas kwalifikacji nie było widać tego, co objawiło się w finałowej gonitwie?

Pierwsze dwa biegi kwalifikacyjne wygrała bardzo łatwo, ale były to próby na 3400 i 3900 m. W trzecim wyścigu, już na 5800 m, zajęła trzecie miejsce, jednak wtedy chodziło mi głównie o to, żeby pokonała ten dystans w dobrej dyspozycji. Szczyt formy przypadł 6 tygodni poźniej. Wygrała Wielką Pardubicką, której dystans wynosi 6900 m, w wielkim stylu, niepamiętnym od lat.

Ile pieniędzy otrzymał właściciel Orphee Des Blins za jej zwycięstwo?

Ok. 80 tys euro. Aspekt finansowy jest bardzo ważny. Dzięki Wielkiej Padrubickiej i jej bogatej, wspaniałej tradycji wyścigi w Czechach się rozwijają. Ludzie kupują konie i je trenują, bo wiedzą, że mogą realizować swoje marzenia. Wielka Pardubicka jest co roku w Czechach wielkiem, sportowym wydarzeniem.

Jakie masz plany startowe związane ze zwyciężczynią 122. Wielkiej Pardubickiej?

16 listopada najprawdopodobniej wystartuje w Anglii, podczas słynnego festiwalu gonitw przeszkodowych w Cheltenham. Weźmie udział w gonitwie cross country na dystansie 6200 m. Będzie to również moja pierwsza angielska przygoda. W różnych krajach do tej pory startowały i wygrywały szkolone przeze mnie konie, ale nie w ojczyźnie wyścigów.

Dlaczego Cheltenham? Czy nie większą przygodą byłby start Orphee Des Blins w Grand National w Liverpoolu?

Wielka Liverpoolska to bardzo niewygodna gonitwa dla koni spoza Anglii, bo jest to handicap. Koń, który przyjeżdża spoza Anglii, musi obligatoryjnie dostać najwyższą wagę. Żeby otrzymać tamtejszy handicap, trzeba by co najmniej dwukrotnie wystartować, co zwiększyłoby znacznie koszty takiego przedsięwzięcia, bez realnych widoków na końcowy sukces. A ja mam taką zasadę, jeśli chodzi o duże wyścigi, że samo uczestnictwo mnie nie interesuje. Startuję tylko wtedy, gdy liczę na sukces.

Który sezon pracujesz w stajni p. Travnicka i jak ci idzie? Czy masz szanse zostania trenerskim czempionem w Czechach?

To mój trzeci sezon u p. Travnicka. Przygotowuję obecnie ok. 30 koni. To za mało, bym mógł rywalizować o tytuł czempiona. Mam natomiast bardzo wysoki procent wygranych w wyścigach przeszkodowych – 45 proc., a w płaskich – 25 proc. W pierwszej klasyfikacji jestem na drugim miejscu, a w drugiej na trzecim.

Czy trenujesz także konie polskiej hodowli?

Tak. Mam dwulatka Sin and Rich z Iwna, biegającego w barwach p. Travnicka. Startował już trzy razy: dwukrotnie był drugi i w ub. niedzielę, na zakończenie kariery w wieku dwóch lat, odniósł zwycięstwo. Trenuję także Kenyę Dance, która bierze udział w gonitwach z przeszkodami. Jest ona bardzo rzetelnym koniem wyścigowym, ale jeszcze nie jest gwiazdą. Ma dopiero 5 lat. Czeka na swój czas, ciągle się rozwija. Moim zdaniem czym będzie starsza, tym więcej będzie można od niej oczekiwać.

Myślisz jeszcze o powrocie i trenowaniu koni w Polsce?

Bardzo bym chciał wrócić z tego wieloletniego, trenerskiego wygnania. Jednak chciałbym wrócić do kraju, w którym wyścigi nie będą piątym kołem u wozu, lecz nabiorą nowego image, będą się rozwijać zamiast zwijać, i staną się widowiskiem bawiącym, tak jak kiedyś, wielotysięczną publiczność.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy spełnienia kolejnych marzeń.

Rozmawiał Islander