Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

Galopem przez historię polskiego Derby

16 lipca 2020

Niesamowite historie wielkich koni, jeźdźców i trenerów w opracowaniu Roberta Zielińskiego, eksperta Służewiec iTV.

Derby. To słowo przyciąga na tory wyścigowe ludzi na całym świecie. Magiczny wyścig. Walczyć o zwycięstwo w Nagrodzie Łuku Triumfalnego, czy Wielkiej Warszawskiej można wielokrotnie, ale w Derby w danym kraju koń może biegać tylko raz, jako trzylatek. To sprawia, że emocje, dramaturgia, są niezwykłe. Trzeba mieć nie tylko klasę, umiejętności, ale i szczęście, by wygrać Derby, zwykle w licznej, kilkunastokonnej stawce.  

Skąd nazwa Derby? W 1780 roku dwóch dżentelmenów, Sir Charles Bunbury i dwunasty lord Derby, wpadło na podobny pomysł, aby rozgrywać wyścig dla trzyletnich koni pełnej krwi angielskiej (rok wcześniej, w 1779 roku, na wzgórzach Epsom został rozegrany Oaks, gonitwa tylko dla klaczy, zapoczątkowana przez małżonkę lorda Derby). Ustalili, że gonitwa zostanie nazwana imieniem tego, który wygra rzut monetą. Los był łaskawy dla lorda Derby. Bunbury pocieszył się tym, że pierwsze Derby wygrał jego koń – kasztanowaty Diomed. W Anglii Derby rozgrywane są nieprzerwanie od 1780 roku do dziś, nie zakłóciły ich nawet wojny.

W większości krajów przyjęto nazwę Derby dla najważniejszej gonitwy dla trzylatków, choć np. Francuzi, którzy często manifestują swoją odrębność w stosunku do Anglików, oficjalnie używają nazwy Prix du Jockey Club, choć powszechnie wyścig określany jest mianem francuskiego Derby.

W większości krajów, w tym w Polsce, Derby są rozgrywane na dystansie 2400 m (czyli w Anglii mila i cztery furlongi), ale jest sporo odstępstw. Słynne Kentucky Derby w  USA odbywają się na 2000 m, włoskie Derby na 2200 metrów, a w 2005 roku Francuzi skrócili dystans swojego Derby z 2400 do 2100 metrów. Wtedy triumfował na torze Chantilly słynny koń szejka Mohammeda, władcy Dubaju – Shamardal, którego dosiadał wybitny dżokej Lanfranco Dettori.

W Polsce Derby (w których klacze niosą 57 kg, a ogiery 59 kg) rozegrano pierwszy raz w 1896 roku na Polu Mokotowskim w Warszawie. Wygrał kasztanowaty Wrogard, należący do śpiewaka operowego Jana Reszkego. Wrogard wygrał też nagrody Rulera i Prezydenta RP. Derby były rozgrywane na warszawskim torze przy Polnej do 1938 roku, gdy triumfował trójkoronowany Jeremi.

Od 1939 roku polskie Derby odbywają się na Służewcu (wygrał wtedy syn świetnego reproduktora Bafura – Colt, trenowany przez Michała Molendę, a dosiadany przez Zenona Nowaka), oczywiście z przerwą na II wojną światową – w latach 1940-1945 nie zostały rozegrane. Pierwsze powojenne Derby w 1946 roku wygrała na Służewcu w treningu Andrzeja Matczaka klacz Bystra II (córka przedwojennej oaksistki – Dziwo II), dosiadana przez Stefana Michalczyka.

Tradycją jest, że w Polsce Derby są rozgrywane w pierwszą niedzielę lipca i tylko niecodzienne wydarzenia – jak w tym roku pandemia koronawirusa – sprawiają, że są odstępstwa od tej reguły. Wraz z klasycznym majowym wyścigiem o Nagrodę Rulera (w Anglii 2000 Guineas Stakes) na dystansie 1600 m oraz rozgrywanym w sierpniu lub wrześniu innym klasykiem – St. Leger (2800 m), Derby stanowią tzw. potrójną koronę. Zwycięzca Rulera, Derby i St. Leger zyskuje miano konia trójkoronowanego.

Popularne jest powiedzenie, że Rulera wygrywa koń najszybszy, Derby najszczęśliwszy, a St. Leger najlepszy (choć chyba najbardziej miarodajna jest Wielka Warszawska, bo w niej z ogierami z kilku roczników ścigają się też najlepsze klacze, rzadko biegające w St. Leger), ale często w Rulera, czy zwłaszcza w Derby, także triumfują najlepsze konie w roczniku.

W historii polskich wyścigów było 19 koni trójkoronowanych. Trzy przed drugą wojną światową – Liege (w 1917 roku gościnnie w Odessie), Mat (1934) i Jeremi (w 1938 roku, ostatnim sezonie na starym torze przy Polnej w Warszawie).

14 koni było trójkoronowanych na Służewcu: 1948 – Ruch, 1961 – Solali, 1972 – Dipol, 1974 – Czerkies, 1989 – Krezus, 1992 – Mokosz, 2000 – Dżamajka, 2002 – Dancer Life, 2005 – Dżesmin, 2007 – San Moritz, 2011 – Intens, 2015 – Va Bank, 2017 – Bush Brave, 2018 – Fabulous Las Vegas.

Dwa konie polskiej hodowli zdobyły potrójną koronę za granicą – wyhodowany w Strzegomiu przez rodzinę Romanowskich i Konarskich Age of Jape w Czechach w 2009 roku oraz golejewski Tankred na Słowacji w 2003 roku.

Rekordzistą pod względem liczby zwycięstw w Derby w Polsce jest trener Andrzej Walicki, którego konie triumfowały na Służewcu aż 13 razy, a jego Korab w 1985 roku, oprócz Polski, błękitną wstęgę Derby zdobył również w Austrii. Dziewięć razy Derby na Służewcu wygrywały konie trenowane przez Stanisława Molendę.

Wśród dżokejów rekordzistą jest nieżyjący już niestety Mieczysław Mełnicki, który wygrał Derby na Służewcu 6 razy, a na dodatek w 1984 roku dokonał wyczynu bez precedensu w historii światowych wyścigów – w ciągu trzech zaledwie tygodni wygrał na Nemanie Derby nie tylko w Warszawie, ale także w Wiedniu, a na Jurorze Derby w Pradze. Wygrał też na Korabie austriackie Derby, triumfował również w Derby w Belgii.   

Pięć razy w Derby na Służewcu zwyciężał dżokej Tomasz Dul. Po raz pierwszy w 1989 roku na Krezusie, który do dziś dzierży rekord jeśli chodzi o najlepszy czas w służewieckim Derby – 2 min 28 s. Pięć razy triumfowali w Derby także – genialny dżokej Jerzy Jednaszewski oraz Kazimierz Jagodziński, który zaczął triumfem jeszcze przed II wojną na Polu Mokotowskim w 1935 roku na Impecie, a skończył  w 1951 roku już na Służewcu na Arrasie.

Wśród hodowców absolutny rekord, chyba nie do pobicia, należy do stadniny w Golejewku, która wyhodowała 19 derbistów, ale ostatnim był aż 30 lat temu Aksum w 1990 roku. Przez lata wspaniałą pracę hodowlaną w Golejewku wykonywał Maciej  Świdziński, w czym sprzyjał mu świetny genetycznie materiał, zarówno klaczy jak i ogierów, głównie tych, które Niemcy w czasie wojny zrabowali Włochom, w tym od legendarnego Federico Tesio. 

Derby to też legendy, mnóstwo historyjek, anegdot, ciekawostek, niesamowitych wydarzeń, sensacji, fuksów i niespodziewanych porażek faworytów, barwne postaci dżokejów, trenerów, hodowców i właścicieli. Przygotowałem subiektywny, osobisty przegląd najciekawszych wydarzeń w Derby w ostatnich dziesięcioleciach. Galopem przez historię polskiego Derby… 

1953 – Przecudnej urody Dorpat
Przed laty zobaczyłem w „Koniu Polskim” zdjęcie kasztanowatego ogiera Dorpat. Był przecudnej urody, kapitalnie zbudowany, sierść aż lśniła, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Pseudonimem Dorpat od lat posługuję się często w artykułach o wyścigach konnych, na forach internetowych.
Wyhodowany w Golejewku Dorpat, trenowany przez Konstantego Chatizowa, wygrał Derby w 1953 roku pod dżokejem Walentym Stasiakiem, a także St. Leger. Koniem trójkoronowanym nie został, bo… w 1953 r. nie rozegrano Nagrody Rulera.
Był urodzony w purpurze, od włoskich rodziców – zarówno jego ojciec Ettore Tito, jak i matka Acquasparta, zostały wyhodowane przez Federico Tesio, najwybitniejszego hodowcę wszech czasów na świecie.
Do legendy przeszło zwycięstwo Dorpata o dwie długości podczas Mityngu Państw Demokracji Ludowej nad wspaniałym rosyjskim Charkowem w Nagrodzie Moskwy. Dwa tygodnie później, w gonitwie o Puchar, Charków wygrał o długość z Dorpatem, ale po crossingu dżokeja Nasibowa. Wkurzony dżokej Stasiak w rewanżu zdzielił batem po plecach radzieckiego jeźdźca.
Dorpat okazał się też wybitnym reproduktorem. Jego syn Cross wygrał Wielką Warszawską, a córki Dorpata były przecenne w hodowli.  Dostojna urodziła trójkoronowanego Dipola i Dixielanda, który wygrał WW z miejsca do miejsca, a Intrada derbistkę Irandę, prababkę Intensa.  

1961 – Pechowa Dziwaczka i trójkoronowany Solali
Do legendy przeszedł pech w Derby dla folblutów znakomitego dżokeja i trenera Stanisława Sałagaja, który wygrał wszystkie najważniejsze gonitwy oprócz Derby koni pełnej krwi.
Legenda głosi, że pech zaczął się od Dziwaczki, która w 1961 roku podobno wygrała o krótki łeb Derby pod Sałagajem, ale sędzia na celowniku orzekł zwycięstwo kozienickiego Solaliego (syn Soliny), na którym jechał Władysław Biesiadziński (nie było jeszcze wówczas fotokomórki), choć większość osób uważa, że jednak pierwszy był Solali, który został później koniem trójkoronowanym. 

1964 – Słynna para: Demona i Mełnicki
To były narodziny dwóch gwiazd. Mieczysława Mełnickiego, który wygrał swoje pierwsze Derby na Służewcu oraz Demony, która jako pierwszy polski koń w erze PRL wygrała, w treningu Stefana Michalczyka, znaczący wyścig na Zachodzie (St. Leger w Wiedniu) i niedawno została wybrana koniem 80-lecia Toru Służewiec. Jako pierwsza klacz po wojnie wygrała dwa razy Wielką Warszawską, bijąc w 1965 roku wybitnego golejewskiego derbistę – Epikura.
Porządek w Derby był do rymu: Demona – Gerona (wygrała Oaks). Obie wyhodowane w Mosznej, obie po czeskim derbiście Masisie. Demona urodziła ogiera Demon Club, który wygrał na Służewcu Derby w 1981 roku, również pod Mełnickim.  
Ciekawostka hodowlana. Demona jest prawnuczką klaczy Gaff, której syn Forward wygrał polskie Derby w 1925 roku, triumfował też w Wielkiej Warszawskiej i trzy razy w Nagrodzie Prezydenta RP, a wnuczką Gaff była pierwsza powojenna derbistka na Służewcu – Bystra.
Z kolei pradziadkiem Demony był Jeremi, ostatni koń trójkoronowany na Polu Mokotowskim (1938). Jego matkę Igłę, wybrakowaną ze stadniny w Kozienicach, kupił leśniczy Mieczysław Czarnecki, pokrył Bafurem, i tak narodził się Jeremi. 

1969 – Kadyks z m do m
Jerzy Jednaszewski, „Jerzyk”, być może najlepszy dżokej w historii polskich wyścigów. Znakomity technicznie i taktycznie, jeżdżący elegancko, mało używający bata. Zrobił też w czasach komuny karierę  w Niemczech, dwa razy na Windwurfie wygrał prestiżową Nagrodę Europy w Kolonii. Legendarny francuski dżokej Yves Saint-Martin powiedział, że Jednaszewski był lepszy od niego, że gdyby urodził się na Zachodzie, byłby europejskim championem.
W 1969 roku Jednaszewski  dokonał niebywałego, śmiałego wyczynu. Wygrał Derby na Służewcu na wyhodowanym w Golejewku Kadyksie (brat Kasjopei, która urodziła derbistki Konstelację i Kosmogonię), prowadząc od startu do celownika, z miasta do miasta, jak mawiają służewieccy bywalcy!

1971 – Daglezja i Durango, sensacja i fortuna na błocie
To były pierwsze Derby wygrane przez trenera Andrzeja Walickiego, ale do legendy przeszły ze względu na niezwykłe okoliczności. Poprzedziły je burze i ulewy. Tor był ciężki, choć na wyścig wyszło słońce, na trybunach komplet, kilkadziesiąt tysięcy osób.
Pierwszy raz na żywo Derby transmitowane były w TVP, komentował legendarny Jan Ciszewski, który uwielbiał futbol, żużel i wyścigi konne. Wiedział, że mała, drobna Daglezja, choć nie była faworytką, fruwa po miękkiej bieżni. Od zaprzyjaźnionego Stanisława Dzięciny Ciszewski dowiedział się, że Durango również powinien poprawić po błocie. To były mega fuksy. Ciszewski jako jeden z nielicznych postawił w totalizatorze porządek Daglezja – Durango. Wyhodowana w Golejewku córka Negresco, siostra świetnego Doryanta, rzeczywiście pofrunęła, wygrała pod wybornym rumuńskim dżokejem Vasile Hutuleacem o 5 długości! To był szok, za porządek z Durango płacono 4128 zł za 20 zł. Przebitka – ponad 200 razy za stawkę. Ciszewski obstawił to dość grubo. Jak mówił – przyjechał na wyścigi tramwajem, mógł wyjechać samochodem. 

1976 – Dylemat Sałagaja: Iranda, czy Jurystka
Stanisław Dzięcina miał rękę do klaczy. To w mojej ocenie, obok Andrzeja Walickiego, najwybitniejszy polski trener w historii, choć Stanisław Molenda, trenując znakomite konie z Golejewka, wygrał więcej.
Tego roku miał dwie wybitne trzyletnie klacze z Mosznej. Jurystka wygrała z ogierami Nagrodę Iwna, Iranda pokonała klacze w Soliny. Sałagaj, jako dżokej nr 1 u „Dzięcioła”, miał prawo wyboru, znał obie klacze. Siedział i dumał. Wybrał Jurystkę (matkę Jurora, który wygrał Derby Czech), bo ograła ogiery. Derby (po raz pierwszy ze start maszyny) wygrała Iranda pod Janem Filipowskim przed znakomitą Smużką, Jurystka pod Sałagajem była czwarta. Iranda miała fenomenalne przyspieszenie po ojcu, sprinterze Deer Leapie, i trzymała dystans. Założyła znakomitą rodzinę. Jest czwartą matką trójkoronowanego Intensa.

1977 – Spotkanie na szczycie. Konstelacja bije Pawimenta w Derby
Wyścig, który wywołuje ciarki. Ironia losu sprawiła, że w jednym Derby spotkały się dwa być może najwybitniejsze konie w historii polskiej hodowli. Konstelacja pod Bolesławem Mazurkiem pobiła w Derby Pawimenta, na którym jechał sam Mełnicki. To był pojedynek gigantów. Oba konie po multichampionie reproduktorów – Meharim.
W tym samym roku  Konstelacja pod Bolesławem Mazurkiem zajmuje 5. miejsce w Yorkshire Oaks w Anglii w gronie najlepszych klaczy w Europie. Do drugiej na celowniku Dunfermline (klacz królowej angielskiej, dla której wygrała St. Leger, bijąc dwukrotnego zwycięzcę Łuku – Allegeda) traci tylko dwie długości. A Mazurek na Konstelacji przez pół prostej był zamknięty w klatce, nie miał przejścia. Gdyby nie to, polska derbistka mogła pokonać Dunfermline.
Konstelacja okazuje się wybitną matką. Jej syn Korab wygrywa Derby w Warszawie i Wiedniu, Karina polski Oaks, a Księżyc Wielką Warszawską.
Co ciekawe, w 1977 roku Derby dla Walickiego wygrała pełna siostra Konstelacji – Kosmogonia pod Andrzejem Tylickim, który później został championem dżokejów w Niemczech, wygrywając tam dwa razy Derby w Hamburgu, na słynnym Acatenango i jego synu Lando.
30 lat później zaprosiłem do Polski młodego Freddy’ego Tylickiego. Syn Andrzeja zaczynał bardzo dobrze jeździć na Wyspach Brytyjskich. Przyleciał do Polski, aby dosiadać w Wielkiej Warszawskiej naszego Kornela, też trenowanego przez Walickiego, prawnuka Konstelacji. Niestety, Freddy kilka lat temu miał bardzo groźny wypadek w wyścigu, musiał przedwcześnie zakończyć karierę jeździecką.
Pawiment okazał się koniem światowej klasy. Żaden koń z Polski nie miał nigdy lepszej kariery. Wygrał, w niemieckim już treningu (został wydzierżawiony) dwa wyścigi G1 – Preis von Europa w Kolonii (bije wybitnego niemieckiego Nebosa) i i Gran Premio Jockey Club e Coppa d’Oro w Mediolanie, co było sensacją, że koń zza żelaznej kurtyny, ogrywa najlepsze konie w Europie. Obok Dżudo jest jednym z dwóch polskich koni, które biegały w Łuku Triumfalnym na Longchamp. Wypadł nieźle – zajął 9. miejsce na 22 konie. Biegał też w USA i w Ameryce Płd. 

1979 – Skunks kontra Czubaryk
Był przed laty na trybunie zwanej pieszczotliwie „Świniarnią” kibic-bywalec, który kilka razy do roku krzyczał: „Skuuuunks, szybszego tu nie było”. Prawdopodobnie miał rację. Skunks to była torpeda, fenomenalne przyspieszenie. A jako roczniaka nikt go nie chciał wziąć do treningu, bo był chudy, mały i brzydki. Z losowania trafił do Stanisława Dzięciny.
To był piekielnie silny rocznik z Akceptem, Śmigoniem, Kofeiną, Diakową, Narzanem. Z nimi atletyczny Czubaryk wygrywał. Ale miał pecha, że trafił na Skunksa. Przegrał z nim i w Rulera i w Derby.
Rewanż wziął w Niemczech, w wielkiej gonitwie Preis von Europa – G1. W Kolonii był drugi, zaledwie pół długości za niemieckim championem Nebosem (to do dziś najlepszy wynik w historii konia w polskim treningu). A gdyby dżokej Sałagaj nie zgubił bata, Czubaryk wygrałby ten wyścig! Chyba, że… przegrałby ze Skunksem, który długo nie miał przejścia na prostej i finiszował blisko czwarty, szedł do rywali jak do stojących. To mógł by dublet polskich koni. Za nimi był Pawiment, który trenował już w Niemczech.
Czubaryk był też później ponownie drugi w Preis von Europa, już w niemieckim treningu. Biegał też w Nowym Jorku w Turf Classic i w Eclipse Stakes G1 w Anglii. Dziś to marzenie dla Polaków.    

1988 – O koński nos
O tym Derby krążą legendy. Odległości były minimalne, cztery konie wpadły na celownik niemal łeb w łeb. Józef Gęborys mógł być pierwszym dżokejem, który wygra Derby trzy razy z rzędu. Dostał do wyboru Diablika i Barnauła. Wybrał Barnauła. Derby wygrał Diablik (to był wielki fuks), o nos przed Iluzjanem (w ten sposób Jerzy Jednaszewski nigdy nie wygrał Derby jako trener), tuż za nimi, o krótki łeb, był Tytoń pod Dulem i niecałą długość dalej Angola. Barnauł skończył piąty.
Diablik, syn legendarnego Dakoty, wszedł do Derby kuchennymi schodami poprzez zwycięstwo w Nagrodzie Aschabada. Dostał pechowy, trzynasty numer startowy. Pojechał na nim jedyny dżokej, który był wtedy wolny – Stanisław Karkosa. Popularny „Foka” (ze względu na sumiastego wąsa), pojechał życiowy wyścig. Wygrał Derby o nos (o wąs).

1989 – Rekord Krezusa
To niezapomniane wspomnienie. Pierwsze Derby, które pamiętam z pobytu na torze. W Nagrodzie Iwna wygrał moszniański syn Dakoty – Oregon przed golejewskim, niewysokim Krezusem (Pyjama Hunt – Kresyda po Dersław), zwycięzcą Rulera.
W Derby trener Stanisław Dzięcina postanowił „zabić” Krezusa tempem. Na front wyszły trzy „Dakociaki” z Mosznej – siwa Jessica, Toskano i Oregon. Podkręcały tempo. Na prostej szaleńcza walka. Oregon, Krezus, Krezus, Oregon, Krezus, Oregon – słychać z megafonów. Za nimi trzy wspaniałe klacze – Świtezianka, Karina i Dione. Krezus pokonuje Oregona o długość i bije rekord toru na 2400 m – 2 min 28 s. Do dziś to najlepszy  czas w polskim Derby. To też pierwsze wygrane Derby dla Tomasza Dula.  
Krezus zdobywa potrójną koronę, a następnie biega w niemieckim treningu na Zachodzie, rozsławia polską hodowlę, jako „król płatnych miejsc”. Jest drugi w Preis von Europa G1 za niemieckim derbistą Mondrianem. W gonitwach G1 w Berlinie i Wielkiej Nagrodzie Baden Baden jest na 3-4 miejscu, wygrywa słynny Lomitas, z którym pracował „zaklinacz koni” Monty Roberts.
Krezus – cóż to był za koń. 

1990 – Kozłowski z ostatniego miejsca
Upał, 30 stopni. Kilkanaście koni w Derby. Mały, niepozorny kasztan z Golejewka w treningu Walickiego biegnie na ostatnim miejscu w dystansie, jak to miał wówczas w zwyczaju dżokej Janusz Kozłowski. Konie wychodzą na prostą. „Kozioł” w swoim stylu przesuwa się do przodu, wychodzi jak zwykle szeroko na pole, mija kolejnych rywali.
Zwykle spokojna, a wtedy na finiszu podekscytowana Krystyna Karaszewska, która wówczas komentowała wyścigi, a od lat do dziś prowadzi księgę stadną, swoim pięknym niskim głosem, krzyczy na ostatnich metrach: ”Akkkksum, Baaassetla”. Syn Addis Abbeby, wnuk Dakoty, wygrywa z Basetlą o łeb.
Cóż to był za finisz Kozłowskiego z ostatniego miejsca. 

1991 – Córki Pyjamy Hunta
Trzeci rok z rzędu Derby na Służewcu wygrywa koń po Pyjama Hunt, ogierze który był czwarty w angielskim Derby w Epsom.
Ponad rok przed tym wyścigiem biorę jako 17-letni chłopak spis wszystkich kilkuset dwulatków w Polsce i mówię do mojego kolegi: Derby wygra Kliwia przed Tabakierką (moja ulubiona klacz, dziś mam z tej rodziny Testarossę, która wygrała 5 imiennych gonitw na Służewcu i nieźle biegała we Francji).
Puka się w czoło. Obie klacze po Pyjama Hunt, matki mają po Dakocie. Przychodzi pierwsza niedziela lipca. Dorabiamy sobie, by zagrać w Derby porządek Kliwia – Tabakierka. Znowu upał. Pierwszy raz w życiu wypijam lampkę alkoholu. To plus słońce wystarczy, abym zasnął na torze. Budzę się po Derby, nie widziałem na żywo wyścigu, pytam kolegi, kto wygrał. „Kliwia przed Tabakierką” – odpowiada. Wręcza mi plik banknotów. „Postawiłem za ciebie twój porządek w Derby” – oświadcza.
Ale słyszę gwizdy. Cały tor skanduje „Sta-siek Sa-ła-gaj”. O co chodzi – pytam kolegę. „Susy wygrała, ale ją zdyskwalifikowali, Zajechał Rumen drogę Kozłowi i Dulowi. Szwagrowie wygrali”.
Znowu pech Sałagaja. Nawet jak wygrał Derby, to przegrał. Bo to on trenował Susy. Dul podniósł rękę w górę, złożył protest przeciwko Ganczewowi. Komisja go uwzględniła. Crossing był, ale niewielki, przeszkadzanie takie sobie. W Anglii by to nie przeszło. Ja miałem farta z porządkiem, Sałagaj znów pecha.     

1993 – Starszy uczeń wygrywa Derby!
Upsala, córka Who Knowsa, jest fenomenalna. Wygrywa Rulera z ogierami o kilkanaście długości. „Maszyna do galopowania” – komentują w telewizji Małgorzata Caprari (znakomita znawczyni wyścigów i hodowli) oraz hodowca Upsali Roman Krzyżanowski. W Iwna stajnia jedzie na Tanamerę, Upsala jest druga, wstrzymywana. W Derby jest faworytką. „Stasiek Sałagaj tym razem nie przegra” – zaklinają rzeczywistość kibice.
Przegrał. W niezwykłych okolicznościach. Upsala jest druga. Wygrywa mega fuks Durand (w Iwna był daleko) pod starszym uczniem Mirosławem Pilichem, którego prawie nikt nie zna. Wypłata z góry 111:1. Szok. Pierwszy triumf w Derby przyszłej „Królowej Służewca” – Doroty Kałuby i reaktywowanej stadniny w Stubnie, kierowanej wprawną ręką Leszka Strzałkowskiego. Durand jest synem polskiego Jurora, derbisty z Pragi.
Później Upsala wygrywa Oaks, w Wielkiej Warszawskiej bije jak chce Duranda, ale w Derby znów zadziałało „fatum Sałagaja”. Durand jest przez Jurora wnukiem Jurystki, którą wybrał Sałagaj zamiast Irandy. Klątwa wielopokoleniowa.

1996 – Wonderful, znaczy cudowny
Jest jesień 1993 roku. Wyjeżdżam z trenerem Walickim na przegląd koni do Mosznej. Po nim wstępujemy do nowo powstałej nieopodal prywatnej stadniny Drei W Stud Farms, którą zarządza Hubert Szaszkiewicz, były hodowca z Mosznej. Oglądamy jedne z pierwszych koni, sprowadzonych do Polski z Zachodu po transformacji. Wpada mi w oko delikatny, szlachetny kasztanek. Ma kilka miesięcy. Co to za koń – pytam Szaszkiewicza. „Wonderful, znaczy cudowny. Jest po Most Welcome” – odpowiada. „Ten koń za trzy lata wygra Derby na Służewcu” – śmiało prorokuję. „W takim razie musi trafić do treningu Pana Andrzeja” – deklaruje hodowca.
Trafia. W pierwszą niedzielę lipca 1996 roku Mirosław Pilich na ostatnich metrach łapie w celowniku Donnę Grafię pod Katarzyną Wojtasiak i Wonderful wygrywa dla Walickiego kolejne Derby.

1997 – Pada mit siwego
Jest powiedzenie wśród koniarzy: „Nie miał dobrego, kto nie miał nigdy siwego”. Siwe folbluty to rzadkość, ale trochę ich jest.
Pan Józio Gęborys (od lat subtelnie w ciszy pomaga Adamowi Wyrzykowi, jeżdżąc na jego koniach i służąc doświadczeniem) z uśmiechem zawsze mi żartobliwie powtarzał: „Derby nie wygrywa koń siwy i koń ze Strzegomia”.
I przez dekady tak było. Aż przyszedł rok 1997. Siwy Mustafa maść odziedziczył po dziadku – Euro Starze. Spadł deszcz. Dulu pojechał na klasę, na orła. Wyszedł na front 1000 metrów przed celownikiem, jak to nie on, inaczej niż w klasycznych podręcznikach jest napisane. „Wygrał o kawał” – jak mówi się na Służewcu.
Padł kolejny mit. Siwy koń wygrał Derby na Służewcu. W latach 1993–98 Dorota Kałuba zawieszała 4 razy w ciągu sześciu lat błękitną flagę nad swoją stajnią. Dul od 1997 do 2000 roku wygrał trzy z czterech rozegranych Derby.

1999 – Galileo otwiera dla nas Anglię
Był taki serial fantastyczny w latach 80. „Kosmos 1999”. To była data niewyobrażalna. W tymże 1999 roku Janusz Romanowski (był właścicielem Legii i Polonii Warszawa, gdy zdobywały mistrzostwo Polski w piłce nożnej) dokonał sprawy niewyobrażalnej wówczas dla środowiska wyścigowego w Polsce. Miał na Służewcu i w hodowli grupę kilkudziesięciu koni, które kupił w Anglii. To był przełom.
Country Club przyjechał do Polski z Wysp jako źrebak. W 1999 roku wygrał dla Romanowskiego Derby. To był dublet trenera Sławomira Walotka. Drugi był Galileo (ale polski po Jape, a nie ten po Sadlers Wells) kupiony przez Romanowskiego z Mosznej, od Goldiki po Dakocie. W St. Leger Galileo, który był późniejszy, wygrał już z Country Clubem jak chciał. Polska myśl hodowlana pokonała brytyjską.
Jesienią następnego roku Romanowski sprzedał Galileo Anglikom za 130 tysięcy złotych, był najdroższym koniem na aukcji na Służewcu. Efekt przeszedł oczekiwania. W treningu Toma George’a Galileo na królewskim torze w Cheltenham wygrał podczas słynnego mityngu wyścig płotowy G1 w stawce 27 koni na 4200 metrów!
W konsekwencji inna córka Jape’a, derbistka z 2001 roku Kombinacja została sprzedana do Anglii za około milion złotych. Niewiele niższą cenę osiągnął trójkoronowany w 2002 roku na Służewcu Dancer Life (państwo Pokrywkowie wyhodowali też Dżesmina, który sięgnął po potrójną koronę w 2005 roku).