Aktualności
Wielka Warszawska nie zawsze mi się udawała
Rozmowa z Andrzejem Walickim.
Jest pan rekordzistą pod względem wygranych w Wielkiej Warszawskiej. Przygotowywane przez pana konie wygrywały ją aż 8 razy. Czy to szczęśliwa dla pana gonitwa?
Nie powiedziałbym. Mogłem ją wygrać jeszcze co najmniej kilkakrotnie, ale musiałem się zadowolić drugimi miejscami z różnych powodów. Najbardziej zabolała porażka Kardinale przed dwoma laty. Nie powinna tego biegu przegrać, ale Reznikov tak ją odciągnął w dystansie, że na prostej szaleńcza pogoń zakończyła się przegraną o łeb z Dancingiem Moonem. Nie mogę wygrać Wielkiej Warszawskiej od 2006 roku, kiedy to San Luis, który wcześniej zwyciężył dwa razy z rzędu, dość pechowo przegrał z Night Expressem.
Sześć lat to niezbyt długo. Zdarzały się w pańskiej, bogatej w sukcesy karierze, dłuższe przerwy, jeśli chodzi o wygrywanie tej gonitwy.
Tak rzeczywiście było, co potwierdza tylko moją opinię, że nie jest ona dla mnie najszczęśliwsza. Wygrałem ją bardzo szybko, bo już w drugim roku prowadzenia stajni. W sezonie 1971 zwyciężyła derbistka Daglezja, a trzy lata później Kasjan. Potem czekałem 12 lat. W 1986 roku wygrał Księżyc, w 1989 roku Kesar, a zaraz po nim dwukrotnie Kliwia (1990-91). Potem znów nastały lata chude i wygrał dopiero San Luis (2004-05). Od tamtej pory trwa gorsza passa. Miałem w tym czasie w treningu, oprócz Kardinale, dwa dobre konie, Age of Jape’a i Prince’a of Ecosse, ale pierwszy został sprzedany w wieku dwóch lat po wygraniu Nagrody Ministerstwa Rolnictwa, a drugi po zwycięstwie w Mokotowskiej doznał ciężkiej kontuzji.
W tym roku przed sezonem bardzo liczył pan na Iwonicza. Co się stało, że nie spełnia pańskich oczekiwań?
Jako trzylatek miał jeszcze spory brzuch. Zrzucił go w czasie zimowego treningu, więc myślalem, że to będzie jego sezon. Na początku wszystko na to wskazywało, że tak może być. Wygrał po walce Nagrodę Golejewka z Camerunem i następnie wystartował w Bratysławie. W dniu tego wyścigu był potworny upał, chyba ze 40 stopni. Cały był w pianie, co mu się wcześniej nie zdarzało. Ostatecznie w mocnej konkurencji zajął trzecie miejsce, ale przy łucie szczęścia mógł nawet wygrać. Jednak gdy wrócił na Służewiec, jakby nie był już tym samym koniem. Dalej dobrze galopuje „w ręku”, ale gorzej w posyle. Poza tym dobrze się czuje i wygląda.
Dlaczego w St. Leger poprowadził?
Taką wydałem dyspozycję, bo on lubi w miarę równe, mocne tempo. Uważałem, że zrobi sam dla siebie wyścig. Jednak do głowy mi nie przyszło, że inny z moich koni, bardzo dobrze finiszujący w poprzednich gonitwach, drugi w Derby Young Boy, będzie od początku galopował obok Iwonicza i go „podpierał”. Takiej dyspozycji nie wydałem. Young Boy miał być prowadzony w środku stawki, tak samo jak trzeci z moich koni Tropical Fly. Tak prawdę mówiąc, Iwonicz i Young Boy same się wykończyły. W połowie prostej odpadły i Camerun oraz finiszujące z dalszych pozycji trzylatki: Indian General, At One Blow i Enjoy the Silence przyszły na gotowe.
Od St. Leger minęło 6 tygodni. Wielka Warszawska będzie już innym wyścigiem, zwłaszcza, że mocne tempo podyktuje najprawdopodobniej specjalizujący się w biegach na średnich dystansach Doctor Dahess, zapisany do pomocy Indianowi Generalowi. Jak pan ocenia szanse swojej trójki i pozostałych 13. koni.
Ogólnie rzecz biorąc uważam, że tzw. waga wieku trochę preferuje konie trzyletnie. Poniosą one po 5 kg mniej od starszych, czyli ogiery po 55, a klacze po 53 kg. Gdyby wyścig odbywał się nie 30 września, a 1 października, młode konie niosłyby już o 1 kg więcej. Tak więc sam termin rozgrywania Wielkiej Warszawskiej ma znaczenie.
W tak licznej stawce w dużej mierze decydować będzie jazda. Na kilku koniach pojadą dżokeje zagraniczni, co doda rywalizacji jeźdźców dodatkowego smaczku.
Wygląda na to, że dwa pierwsze konie z St. Leger, Camerun i Indian General, są trochę lepsze. Mają dobrych jeźdźców i pokazały, że potrafią przyspieszyć w końcówce. Ale ich przewaga nie jest na tyle duża, żeby nie można było z nimi wygrać.
Potem jest parę koni, m.in. Young Boy, Iwonicz, Enjoy the Silence i At One Blow, który ostatnio wypadł słabo w biegu o Nagrodę Korabia, ale w St. Leger finiszował bardzo dobrze na trzecie miejsce. Trudno ocenić Myth of Malhama, który musiał się nieco wysilić, żeby pokonać Jutrzenkę, Invisible Dubaia, który wygrał dwa biegi w Merano, ale nie wiadomo z jakimi końmi. W St. Leger nie brał udziału Lucky Peter, więc może „na świeżości” coś mu się uda zdziałać. Mój trzeci koń, Tropical Fly, raczej ma małe szanse na miejsce w czołówce. Jeśli chodzi o klacze, Marlene, Hortensję i Paradise, to uważam, że w tej rozgrywce nie zaistnieją. Co prawda jesień klaczom sprzyja i nieraz wygrywały Wielką Warszawską…
Ale nie te…
Chyba nie te!
Rozmawiał: Islander