Aktualności
Nie będzie to łatwe, ale powalczę o zwycięstwo w czempionacie
Rozmowa z Michalem Abikiem, który 10. września wygrał na klaczy Cheri-Cheri 100. gonitwę w karierze i uzyskał tytuł dżokeja.
Skąd pochodzisz i ile masz lat?
Mam 24 lata i urodziłem się w słowackiej stolicy, Bratysławie.
Od kiedy jesteś związany z końmi?
![Mona Kerbili i Michal Abik](http://torsluzewiec.pl/wp-content/uploads/2020/05/IMG_3529-300x187.jpg)
Praktycznie od urodzenia. Mój ojciec również był dżokejem, więc od dziecka miałem styczność z końmi i szybko nauczyłem się jeździć. Pewną przerwę miałem, kiedy poszedłem do szkoły zawodowej. W weekendy jednak regularnie jeździłem konno. Naukę zakończyłem zdaniem matury, a następnie rozpocząłem pracę u trenera Jaroslava Haňáčka, którego stajnia znajduje się ok. 30 km od Bratysławy.
Wtedy zacząłeś się ścigać?
Trochę później. Miałem 19, może 20 lat. Nie byłem jednak pierwszym jeźdźcem u trenera Haňáčka, ale wkrótce zacząłem dosiadać też koni innych trenerów i stopniowo dostawałem u nich więcej szans. Jeździłem głównie w Bratysławie, ale ponieważ nie ma tam zbyt wielu dni wyścigowych, ścigałem się także w Czechach, Austrii i na Węgrzech. Dosiadałem koni z różnych stajni.
Jak potoczyła się twoja dalsza kariera i jak trafiłeś do stajni Adama Wyrzyka?
![Cheri-Cheri](http://torsluzewiec.pl/wp-content/uploads/2020/05/IMG_4636-300x188.jpg)
Dość regularnie udawało mi się odnosić zwycięstwa, czego dowodem był czempionat Słowacji, który zdobyłem w sezonie 2014. Tego samego roku, jesienią zostałem zaproszony na wyścigi do Polski przez Patryka Wróblewskiego i jego mamę, Iwonę. Później na Służewcu ścigałem się jeszcze kilkukrotnie, a w ub. sezonie najczęściej dostawałem dosiady od trenera Wyrzyka. Poczułem też, że przyszedł czas na zmiany. Z różnych przyczyn postanowiłem poszukać nowego miejsca pracy. Przy okazji moich pobytów w Warszawie zapytałem trenera Wyrzyka, czy w Polsce poszukiwani są jeźdźcy. Wiedziałem m. in., że również jego ośrodku treningowym Rosłońce brakuje pracowników. Wówczas trener wyszedł z propozycją zatrudnienia mnie i mojej dziewczyny, Romany Nagyovej. Bardzo się z tego cieszę, szczególnie, że teraz najczęściej jeżdżę na jego koniach na pierwszą rękę.
Wspomniałeś o swojej dziewczynie. Wzięła udział w trzech wyścigach, a potem zniknęła. Co się stało?
Niestety, podczas pracy treningowej miała wypadek i złamała nogę. Teraz już wróciła do zdrowia i mam nadzieję, wkrótce dostanie kolejną szansę od trenera Wyrzyka. Jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni.
W tym roku wygrałeś m. in. prestiżowe gonitwy o Nagrodę Rulera (na Bronislavie) oraz St. Leger (na Dusigroszu). Czy wcześniej odnosiłeś podobne sukcesy?
W Austrii udało mi się wygrać odpowiednik gonitwy o Nagrodę Rulera, w dodatku na węgierskim koniu, wiec był to ciekawy międzynarodowy sukces. W Bratysławie zwyciężałem w kilku gonitwach rangi Listed oraz I categorii, ale nie były to gonitwy klasyczne.
A jakie masz plany na kolejny sezon?
Na razie skupiam się na bieżącym. Będę się starał doścignąć Szczepana Mazura w czempionacie, bo on w sobotę i niedzielę kończy występy na Służewcu i wyjeżdża do Emiratów. Obecnie ma na koncie 51 wygranych, a ja 38. Pewnie jeszcze podczas najbliżej dwudniówki coś do tego dorobku dołoży. Ja też będę się bardzo starał, a potem zostanie mi już tylko 12 dni wyścigowych. Wyprzedzenie Mazura będzie bardzo trudne, ale możliwe. Muszę też uważać na Lukaska, który ma 7 zwycięstw mniej ode mniej.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mógł kontynuować pracę u trenera Adama Wyrzyka. Dobrze czuję się w Polsce i na razie nie planuję się stąd przenosić, jeśli nie będę do tego zmuszony.
Bardzo dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiał Piechur