Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

Jak tu z nimi wygrać?

25 stycznia 2013

Wspomnienie o trenerze Józefie Palińskim (fragmenty artykułu opublikowanego w „Życiu Warszawy”  w 1989 r.)

W mieszkaniu trenera Józefa Palińskiego jedna ze ścian udekorowana jest wstęgami. – Mam ich chyba ze trzydzieści. Cztery błękitne za zwycięstwo w Derby. Przydałaby się piąta do kolekcji – mówi gospodarz. Uśmiecha się zagadkowo i zadaje mi pytanie. – Jak pan sądzi, który koń wygra w tym roku Derby?
– To chyba pan powinien wiedzieć lepiej. Jak pan ocenia szanse swojego Vansona?
– Nie odpowiem. To tajemnica służbowa.
Pan Józef uśmiecha się chytrze. Ale po chwili rozpoczyna wywód. – No tak, jest faworyt Oregon, jest Krezus, są dwie klacze Świtezianka i Dione. Mojemu więc przypada z papieru piąte miejsce. To byłoby bardzo dobre miejsce, ale może coś się zdarzy?
67-letniemu obecnie Palińskiemu, jako trenerowi zdarzyło się czterokrotnie wygrać najważniejszą dla koniarzy nagrodę. Błękitnymi wstęgami udekorowane zostały: Dipol (1972), Sinaja (1980), Otmar (1982) i Solozzo (1987). Piąta szansa pojawiła się już niejako poza konkursem. W ubiegłym roku pan Józef przeszedł na emeryturę. Ale ponieważ w obecnym sezonie trener stajni Kozienice Mieczysław Mełnicki wyjechał na saksy do Austrii, przedstawiono emerytowi Palińskiemu ofertę, której odrzucić nie mógł, bo trenowanie koni było pasją jego życia. Wiedzę o nich wyniósł przechodząc wszystkie stopnie od chłopca stajennego począwszy, poprzez karierę jeździecką, podczas której z ważniejszych gonitw wygrał St. Leger na Dzięgielu (1960) i Wielką Warszawską Jubileuszową na Crossie (1966). Gonitwa ta, rozgrywana w roku Jubileuszu 125-lecia wyścigów w Polsce, miała rekrodową, jak na ówczesne czasy sumę nagród 100 tys. zł.
Gdy na torze pojawili się, jak mówi, „magisterkowie”, starał się udowodnić, że jego szkoła życia nie była gorsza od ich studiów. Trenowanie koni jest przecież również sztuką. Trzeba być w tej dziedzinie trochę zwariowanym artystą, bo inaczej nic wielkiego przydarzyć się nie może. Pan Józef wie, że ma tym razem małe szanse, myśli o tym jednak, jak wygrać Derby. – Ale jak to zrobić, jak to zrobić – pyta retorycznie.
Główny rywal pana Józefa, 55-letni Stanisław Dzięcina, również jest praktykiem. Tak samo przeszedł na Służewcu wszystkie szczeble końskiego wtajemniczenia. Pan Józef w swej karierze jeździeckiej Derby nie wygrał, natomiast Dzięcinie ta sztuka się udała głównie dzięki… trenerowi Palińskiemu.
– Wiosną 1972 r. – mówi Dzięcina – na koniach Palińskiego jeździł Zenon Ujma. Wygrał na Dipolu bieg I grupy, ale w gonitwie Rulera pan Józio mnie posadził. Nie wiem, jaki był powód.
– Dipol, ile on mnie zdrowia kosztował – snuje opowieść pan Józef. – Nie pamiętam, czy go wylosowałem, czy mi go po prostu dali z Widzowa. Miałem mało koni z Kozienic, więc mi go dołożyli. Student amator, ciężkie chłopisko, na nim jeździł przez całą zimę. Gdy wiosną zrobiłem mu pierwszy galop z szybkimi kobyłami, okazało się, że nie potrafiły za nim nadążyć. Wiedziałem już, że mam dobrego konika. Już amator na niego nie wsiadł. W Próbnej był drugi, a potem pojechał do Wiednia i wygrał przed Doris Day. Po przyjeździe z Austrii już nie biegał. Nie chciałem go męczyć.
– Dipol był koślawy – opowiada Dzięcina. – Miał niepoprawną postawę przednich nóg. Nikt go nie chciał, więc go dali Palińskiemu. Jako dwulatek nie wygrał w Warszawie biegu. Jechałem na nim w gonitwie o Nagrodę Tygodnika „Stolica” i byłem szósty. Czy warto go wysyłać do Wiednia – zastanawiano się w dziale selekcji. Dopiero jako trzylatek okazał się prawdziwą rewelacją. Wygrałem na nim po kolei Rulera, Iwna, Derby, St. Leger i Wielką Warszawską. Przegrał tylko w Moskwie  podczas Mityngu Państw Socjalistycznych. Najpierw był trzeci w biegu o Nagrodę Warszawy, a za tydzień drugi w wyścigu o Puchar Kongresu. Tam tor był niezwykle ciężki. Ich konie przyzwyczajone, szły na front i sypały nam piaskiem w oczy.
Dipol bardzo lubił miękki tor i tak się szczęśliwie układało, że kiedy biegał, to zawsze dzień wcześniej popadało.
W dniu derbowym jednak świeciło słońce. Dipol nie był faworytem. Nie liczono go, bo na treningach osiągał czasy gorsze o 3-4 sekundy od Kajusa z Żołędnicy. Ale on chyba odróżniał wyścig od treningu i po prostu się oszczędzał.
Powszechną faworytką była Doris Day, zwyciężczyni Nagrody Soliny. Bieg prowadził Arkadiusz Goździk na Fordonie. To był świetny lider Dipola. Wiedziałem od początku, że szykuje się rozgrywka dopiero w końcówce. Jechałem na czwartej pozycji, a Doris Day biegała na końcu. Dosiadający jej Mieczysław Mełnicki zbyt późno znalazł przejście przy bandzie i zajęła trzecie miejsce. Dipol stoczył walkę o zwycięstwo z Orkiszem. Wygrał krótko. Kibice przyjęli to zwycięstwo owacyjnie.
– Tak, tak, to był już taki koń, że jeśli się go nie popędziło, to sam nie szedł. Wszystkie wyścigi wygrywał w walce. Musiał dostać kilka batów. Ale charakter miał idealny. Był jakby bez nerwów, nic go nie obchodziło – podkreśla trener Paliński.- Pyta pan, jak z moimi nerwami?  Zawsze starałem się uśmiechać, nawet gdy się we mnie gotowało. Jeśli czułem, że mogę wygrać Derby, nie dopuszczałem do siebie innej myśli. Szczęście mnie opuściło tylko w 1978 r., gdy biegał Christof. Przegrał z Kosmogonią o nos – obolewa.

– Jako trener – kontynuuje Dzięcina – nie stosowałem żadnych kamuflaży. Moje konie przed zwycięstwem w Derby wygrywały wszystkie nagrody po drodze: Iranda – Strzegomia, Rulera, Soliny; Skunks – Rulera, Iwna; Demon Club – Strzegomia, Rulera, Iwna. Z potencjalnych derbistów zawiódł mnie tylko Ivomec, który po wygraniu nagród Rulera i Iwna, w ubiegłorocznym Derby  był dopiero ósmy. (…) Czy w tym roku uda mi się po raz czwarty w trenerskiej karierze wygrać błękitną wstęgę, trudno powiedzieć. Oregon został faworytem po wyścigu Iwna. Wygrał z Krezusem i Świtezianką, które biły go w ub. sezonie. Osiągnął bardzo dobry czas na 2200 m – 2’17, ale czy wygra Derby? Musi być jeszcze szczęśliwy, bo dobry to już jest. Może go pobić naprawdę dobry koń. Uważam, że w Derby liczyć się będą te same konie, co w biegu o Nagrodę Iwna. Zagadkowy dla mnie jest Vanson Palińskiego. Biegał na trudnym torze w Bratysławie, był tam drugi za rosyjskim koniem. Pozostałe pobiegną dla towarzystwa.
– To będzie ciężki bieg – twierdzi trener Paliński. W Iwna wyścig zrobiły konie Walickiego i Oregon przyszedł właściwie na gotowe. Teraz mocne tempo będzie musiała podyktować stajnia Dzięciny. Niech się inni denerwują. Ja jestem spokojny. Mój koń przecież nie jest faworytem – podkreśla.
Już żegnając się ze mną na progu domu, pan Józef jeszcze raz powtórzył pytanie: – I jak tu z nimi wygrać?

Jan Zabieglik

Postscriptum: Derby’89 wygrał trenowany przez „magisterka” Mirosława Stawskiego (obecnie jest przewodniczącym Komisji Technicznej) i dosiadany przez Tomasza Dula (zmarł tragicznie wypadku samochodowym 25 lutego 2005 r.). Krezus w rekordowym czasie na 2400 m –  2’28,00. Oregon był drugi o długość. Vanson zajął piąte miejsce.
Było to pierwsze zwycięstwo w Derby T. Dula, nazywanego potem „Kólem toru”. Później wygrał jeszcze na Mustafie (1997), Arcticu (1998), Dżamajce (2000) i Montbardzie (2004, po przesunięciu Królowej Śniegu z pierwszego na trzecie miejsce za crossing).
Trener Stanisław Dzięcina zmarł w 2008 roku.
Trener Arkadiusz Goździk zmarł w kwietniu 2012 r.