Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

Cieszę się z tego, co już uzyskałem

21 czerwca 2016

Rozmowa z kandydatem dżokejskim Błażejem Giedykiem.

Błażej GiedykCzy spodziewałeś się, że 50. gonitwę w karierze wygrasz właśnie na 5-letnim arabie Olimpie?

Nie. Sprawił mi przyjemną niespodziankę. To rzetelny i dzielny koń. Nie pasował mu zbytnio lekko elastyczny tor, ale widocznie miał w minioną sobotę swój dzień.

Ile lat zajęło ci zdobycie stopnia kandydata dżokejskiego?

Prawie pięć i pół roku, jednak przez pierwsze dwa sezony jeździłem bardzo mało.

Kiedy zadebiutowałeś na torze i jak potoczyła się twoja jeździecka kariera?

Pierwszy raz pojechałem w wyścigu w ostatnim dniu sezonu 2010 na arabce Emiliadzie ze stajni Emila Zaharieva. Miałem wtedy ledwo ukończone 16 lat (urodziłem się 3. listopada 1994 r.). W kolejnych dwóch latach za namową mego mojego kolegi Marcina Włostowskiego przychodziłem na przejażdżki (przed pójściem do szkoły) do stajni trenera Janusza Kozłowskiego, który był pierwszym moim nauczycielem jazdy wyścigowej. Jemu w tej dziedzinie najwięcej zawdzięczam. Na trenowanej przez niego arabskiej klaczy El Besta odniosłem w maju 2011 roku pierwsze zwycięstwo, jadąc w wyścigu drugi raz życiu. Na wygranie 10 gonitwy i osiągnięcie stopnia starszego ucznia musiałem czekać ponad dwa lata. Była to gonitwa uczniowska, wygrałem na trenowanej wówczas przez Janusza Kozłowskiego Amadorze.
Pracowałem już wtedy w stajni Małgorzaty Łojek. Ponadto często dawał mi dosiady Michał Romanowski. Na jego Kalahari Dream wygrałem w sumie trzy gonitwy (w tym Criterium) i raz byłem drugi. Był to dla mnie rok niezwykły, bo w posezonowych wyborach otrzymałem nagrodę dla najlepszego młodego jeźdźca.
Stopień praktykanta dżokejskiego zdobyłem w 2014 roku, odnosząc 25. zwycięstwo na Jokoszimie. To, że zostałem także kandydatem dżokejskim, zawdzięczam przede wszystkim dla mnie wyjątkowej i wspaniałej pani trener, która na mnie postawiła, dając mi szansę jazdy na większości swych koni. Staram się jak mogę, aby jej nie zawieść.

Wywodzisz się z rodziny wyścigowej. Twój dziadek Adam Turczyn był najpierw jeźdźcem, a następnie koniuszym i trenerem. Twój ojciec Tomasz pracował w stajni Doroty Kałuby i był koniuszym u Janusza Kozłowskiego. Czy ty również zamierzasz na stałe związać się z wyścigami?

Ta kwestia jeszcze nie jest przeze mnie rozstrzygnięta, bo co tu ukrywać, przy moim wysokim, jak na jeźdźca wzroście (170 cm), mam duże problemy z wagą. Jej utrzymanie kosztuje mnie zbyt wiele wyrzeczeń. Z trudem wyważam się nawet na 57 kg, a wiadomo, że gdybym ważył 3-4 kg mniej miałbym więcej dosiadów, a tym samym więcej szans wygrywania. Ale z drugiej strony mam dużą satysfakcję z tego, co już osiągnąłem. Każdy, kto zna obecne służewieckie realia, zwłaszcza wpływ właścicieli koni na przyznawanie dosiadów, wie jak trudno dziś przebić się do czołówki młodemu jeźdźcowi. Szczepan Mazur to wyjątek od reguły. Trafił do mocnej stajni, której trener Adam Wyrzyk zaryzykował i sadzał go na swe najlepsze konie.
Na pewno będę jeździł do końca tego sezonu, a potem się zastanowię. Chciałbym bardzo zakończyć przerwaną wcześniej naukę. Właśnie zdałem do trzeciej klasy niepublicznego, wieczorowego liceum ogólnokształcącego. Na razie godziłem pracę ze szkołą, choć nie było to łatwe. Dzień w dzień w roku szkolnym pracuję przecież od rana w stajni, a ponadto także trzy razy po południu, gdy nie mam lekcji. Ponadto spadło na mnie wiele obowiązków związanych z założeniem rodziny. Z moją przyszłą żoną Asią (ślub zaplanowaliśmy na 26 listopada) mamy roczną córeczkę Melanię. Jest więc dla kogo pracować.
Jeśli jednak problemy z wagą staną się tak dotkliwe, że nie będę mógł kontynuować kariery jeździeckiej, wtedy za kilka lat spróbuję wrócić na Służewiec, ale już  w roli trenera. To jest takie moje, ciche marzenie.

Bardzo dziękujemy za rozmowę. Jeszcze raz gratulujemy uzyskania stopnia kandydata dżokejskiego i życzymy spełnienia marzeń.

Rozmawiał Islander