Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

Chciałem zobaczyć więcej wyścigowego świata!

10 maja 2018

Rozmowa z Pawłem Stepakinem, który w minioną sobotę wygrał na Kranti 25. gonitwę w karierze i uzyskał tytuł praktykanta dżokejskiego.

Na początek opowiedz coś o sobie i swoich początkach z końmi.

Mam 26 lat i pochodzę z Rosji. Po ukończeniu nauki ogólnej, w wieku 15 lat, zacząłem uczęszczać do szkoły dżokejskiej. Edukacja w niej trwała 4 lata. Przez ten czas pracowałem z końmi czystej krwi arabskiej.

26-letni Paweł Stepakin od dwóch lat pracuje na Służewcu

W wyścigu po raz pierwszy wziąłem udział 2008 r. na torze w Moskwie. Po ukończeniu szkoły dżokejskiej, w której także przygotowywałem się pod kątem przyszłej pracy z końmi w roli trenera (uzyskałem specjalny dyplom), w 2011 r., zajmowałem się arabami ze znanej stadniny w Tiersku. Pracowałem z nimi do 2016 r., jednak w tym czasie miałem okazję być i ścigać się na wielu rosyjskich torach i odwiedzać różne stadniny związane z tym sportem. Brałem udział w wyścigach głównie Piatigorsku i Krasnodarze, ale również w Kazaniu i Moskwie. Ciekawostką jest też to, że zajmowałem się w Rosji znanym na warszawskim torze Kazbekiem, który miał wówczas 1,5 r. W wieku dwóch lat ścigał się w Rosji, bo tam araby rozpoczynają karierę właśnie w tym wieku. Niestety, obecnie tamtejsza hodowla ograniczyła się do kłusaków (araby zostały sprzedane, Kazbek był jednym z ostatnich) i teraz adepci szkoły dżokejskiej zajmują się przede wszystkim końmi tej rasy, bo ich liczba znacząco wzrosła.

Tymczasem ja w połowie 2016 r. zwolniłem się z pracy w Rosji, wyrobiłem odpowiednie dokumenty i przyjechałem na zaproszenie trenera Krzysztofa Ziemiańskiego do Polski. Rok później przeniosłem się do stajni Macieja Jodłowskiego, z którym współpracuję do dziś, z czego bardzo się cieszę.

Dlaczego zdecydowałeś się akurat na przyjazd do Polski?

Jestem jeszcze całkiem młody i jako że w Rosji nie założyłem jeszcze własnej rodziny, to nic mnie tam nie trzymało, a ja chciałem też zobaczyć, jak wygląda wyścigowy świat w innych krajach. Nie wykluczam, że wrócę do ojczyzny jeździć lub trenować konie. Wiem, że zawsze będę tam ciepło przyjęty i znajdę sobie zajęcie. Wielu znajomych namawiało mnie do założenia własnej stajni lub do podjęcia pracy w charakterze dżokeja w Rosji. Mnie jednak ciągnęło, żeby zobaczyć coś więcej. Być może Polska nie jest moim ostatnim przystankiem.

Gratulujemy uzyskania tytułu praktykanta dżokejskiego, dzięki wygranej w ub. weekend na Kranti. Ile odniosłeś do tej pory zwycięstw na polskich torach?

Kiedy tu przyjechałem, oficjalnie miałem na koncie 17 wygranych. Tak więc zwycięstwo na Kranti było moim ósmym. Chciałbym jednak nadmienić, że w rzeczywistości udało mi się wygrać więcej razy (dokładnie 31), jednak Polski Jockey Club nie uznaje pierwszych miejsc zajętych na koniach innej rasy niż te ścigające się w Polsce, a także na dwuletnich arabach.

Twoim atutem jest możliwość dosiadania koni pod niską wagą. Czy swoją przyszłość wiążesz głównie z zawodem dżokeja, czy też może szybko będziesz chciał sprawdzić się w roli trenera?

Paweł Stepakin może dosiadać koni nawet pod wagą 51-52 kg

Jak wspomniałem, w Rosji mógłbym już zajmować się treningiem koni. Myślę, że gdybym tam wrócił, założyłbym również własną mini stadninę. Miałbym kilka klaczy i się nimi zajmował, a potem przygotowywał młode araby do startów samodzielnie. Jednak na razie chcę się ścigać na torze. Dopóki jestem młody mam zamiar rywalizować w gonitwach. Zadanie ułatwia mi fakt, że nie mam kłopotów z wagą.

Na ten sezon zadeklarowałem dosiady koni pod wagą 54 kg, ale bez większych kłopotów jestem w stanie pojechać pod 52, a gdybym się postarał nawet na 51 kg. Mam nadzieję, że dzięki temu i coraz lepszemu rozeznaniu w polskich wyścigach, trenerzy będą mi coraz chętniej oferować dosiady.

Kilkakrotnie ścigałem się już także we Wrocławiu. Tamtejszy tor trochę bardziej przypomina rosyjskie, dlatego początkowo tam było mi łatwiej. Do służewieckich realiów, a więc bardzo długiego zakrętu i prostej, musiałem się przyzwyczaić i zajęło mi to trochę. Wygrany wyścig na Kranti poszedł już całkowicie zgodnie z planem. Po dobrym starcie nieco zwolniłem, jednak przeciwnicy nie chcieli mnie wyprzedzić, więc podyktowałem własne warunki. Na prostej kontrolowałem sytuację, chociaż w końcówce rywale zaczęli się niebezpiecznie zbliżać. Klacz miała jednak trochę zapasu.

Jak ci się podoba praca w Polsce?

Podoba mi się, chociaż wygląda zupełnie inaczej niż w Rosji. Tamtejsi trenerzy i właściciele mają inne warunki i możliwości. Gdybym miał wybierać miejsce w Rosji, w którym chciałbym pracować, byłby to Piatigorsk. Po pierwsze jest to fajne miasto i niczego tam nie brakuje. Po drugie, tamtejsze stadniny, miejsca gdzie odchowuje się i trenuje konie, są rozległe i nieograniczone. Konie biegają po łąkach, terenach górzystych i tam są trenowane. To dzięki temu szybkiej się rozwijają i są silniejsze. Widać to również po koniach w Tierska, które przyjechały na Służewiec. Są wybiegane od małego. Właściciele i trenerzy w Rosji, kiedy warunki uniemożliwiają pracę w miejscu, gdzie urzędują, często decydują się przenieść na kilka-kilkanaście tygodni w inne, cieplejsze miejsce. Często nad morzem. Konie wówczas trenują również w wodzie, co także jest dla nich korzystne.

Czym zajmujesz się, kiedy nie pracujesz z końmi? Jakie są twoje marzenia?

Bardzo lubię również samochody. Niestety, obecnie nie mam zbyt wiele czasu, ani też swojego samochodu w Polsce, żeby rozwijać tę pasję, ale na pewno o niej nie zapomnę! Jeśli chodzi o marzenia… to chciałbym zobaczyć jeszcze więcej miejsc na świecie i rozwijać się pod względem zawodowym i osobistym.

I tego ci życzymy. Dziękujemy bardzo za rozmowę.

Rozmawiał Piechur