Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

Wzlot po upadku

9 grudnia 2015

Rozmowa z Dżokejem Roku 2015 Wiaczesławem Szymczukiem.

Po upadku z konia w trakcie gonitwy podczas ostatniego dnia sezonu 2014 odwieziony pan został do szpitala z podejrzeniem ciężkiej kontuzji kręgosłupa. Przez kilka tygodni leżał pan unieruchomiony. Czy myślał pan, że to już koniec kariery?

Różne myśli w takiej sytuacji przychodzą do głowy. Bardzo bliski byłem tragedii i kalectwa. Ale to nie był mój pierwszy upadek z konia, z poprzednich jakoś się wykaraskałem, więc cały czas miałem nadzieję, że jakimś cudem wyjdę również z tej opresji. I tak się stało, wszystko się dzięki pomocy lekarzy pięknie zrosło. W marcu wróciłem do stajni Macieja Janikowskiego i zacząłem brać udział w gonitwach od początku sezonu.

Pierwszy raz został pan wybrany Dżokejem Roku 23 lata temu, głównie za dosiady na trójkoronowanym Mokoszu. Czy spodziewał się pan tego splendoru po tym sezonie?

Nie. Byłem mile zaskoczony, ale nie tylko tym tradycyjnym wyróżnieniem, lecz również przyznaniem mi nagrody w nowo wprowadzonej kategorii Jazda Roku za zwycięstwo na Tebinio w biegu o Nagrodę Mokotowską.

W czempionacie jeźdźców zajął pan z dorobkiem 28 zwycięstw czwarte miejsce za Tomášem Lukáškiem – 55, Szczepanem Mazurem – 46 i  Antonem Turgaevem – 29. Odniósł pan jednak bardziej wartościowe zwycięstwa.

Tebinio Mokotowska
Szymczuk wygrał sensacyjne na Tebinio

Tak, akurat poszczęściło mi się, że w stajni Macieja Janikowskiego, w której na stałe pracuję, były trzy bardzo dobre konie. Na dwóch z nich zdobyłem trzy nagrody kategorii A, licząc w kolejności: Memoriał Fryderyka Jurjewicza (d. Rzecznej) i Syreny na Kokshe oraz St. Leger na Va Banku. Czwarty wyścig najwyższej kategorii wygrałem na dwulatku Tebinio ze stajni Macieja Jodłowskiego.

Była to duża niespodzianka. Wydawało się, że Keep Smiling i Bronislav będą rozgrywać wyścig między sobą. Z jakim nastawieniem przyjął pan ten dosiad?

Kiedy zadzwonił do mnie właściciel Jerzy Engel i zapytał, czy bym nie pojechał na Tebinio, byłem jego propozycją mile zaskoczony, jednak nie wiązałem z tą jazdą jakichś szczególnych nadziei. Jednocześnie nie miałem też żadnych obciążeń, bo nie był to faworyt. Jerzy Engel bardzo w niego wierzył, ale właściciele prawie zawsze tak mają. Trener Jodłowski chyba nie spodziewał się, że Tebinio może wygrać, bo tego dnia wyjechał na wyścigi do Wrocławia.

W Mokotowskiej jechał pan na intuicję, czy sztywno trzymał się dyspozycji właściciela i trenera?

Miałem poprowadzić niezbyt mocnym, równym tempem, bo jest to koń leniwy i nie do końca szczery. Jadąc na nim nie można liczyć na końcówkę, lecz na utrzymanie przewagi, którą wywalczy się w dystansie. Udało mi ten plan zrealizować. Dociągnąłem pierwszy do mety. Rywale, szczególnie Lukášek dosiadający Bronislava, był przekonany, o czym powiedział mi później, że Tebinio na prostej zacznie słabnąć. Wyrobił sobie takie przekonanie, bo jechał na nim wcześniej dwukrotnie. Krowicki Keep Smilinga dosiadał pierwszy raz. Obaj jechali na szybszych koniach, ale nie docenili siły Tebinio. Na mocno elastycznej bieżni nie byli w stanie mnie dogonić.

Pierwsza tegoroczna pańska wygrana Kokshe w Memoriale Jurjewicza też była sporą niespodzianką. Najczęściej ten bieg wygrywają konie starsze, a nie trzylatki.

Ja go trochę liczyłem, bo brał wcześniej udział w wyścigach na 1600 m rozegranych w bardzo dobrych czasach (w Strzegomia był drugi za Va Bankiem, a w Rulera czwarty, ale wtedy mocno poprowadziłem właśnie dla Va Banka i w końcówce zabrakło mu oddechu). Bardzo się z tego zwycięstwa ucieszyłem, gdyż wreszcie nie był pomocnikiem i miał swoje pięć minut. Potem już jako faworyt wygrał bardzo łatwo Nagrodę Syreny i był pierwszy jeszcze w  Deer Leapa, ale wtedy popełniłem błąd, który moim zdaniem nie miał decydującego wpływu na wynik gonitwy. Sędziowie jednak uznali inaczej i za crossing Kokshe został z pierwszego miejsca przesunięty na trzecie.

Na Va Banku w ubiegłym roku wygrał pan nagrody Ministerstwa Rolnictwa i Mokotowską, a w tym St. Leger? Czy jeździł pan kiedyś na tak dobrym koniu?

Wiaczesław Szymczuk
W ub. roku Wiaczesław Szymczuk dołączył do „Klubu 1000”

Nie, raczej nie. O tym, że jest nadzwyczajny wiedziałem już przed jego debiutem. Byłem przekonany, że poprowadzę go do pierwszego, a mojego 1001 zwycięstwa w karierze, ale dzień przed startem doznał lekkiej kontuzji. Ostatecznie zadebiutował trzy tygodnie później pod Markiem Breziną.

Jaka cecha wyróżnia tegorocznego derbistę i zwycięzcę Wielkiej Warszawskiej, trójkoronowanego Va Banka od innych koni?

Jest to koniem specyficznym, bo nie pokazuje tego, co potrafi, na torze treningowym. Dla niego trening to zabawa. Dopiero na zielonym dostaje „powera”.

Jakie ma pan plany na przyszły rok?

Co dżokej może zaplanować? To ciągła huśtawka nastrojów, związanych z wydarzeniami na torze. Raz się jest na górze, raz na dole. Jak to mówią na wyścigach: to koń czyni człowieka wielkim lub małym.
Będę pracował nadal w stajni Macieja Janikowskiego i, gdy będę wolny, jeździł także na koniach innych trenerów. Obym jak najczęściej dostawał takie propozycje dosiadów jak na Tebinio.

Tego również my panu życzymy i bardzo dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiał: Islander