Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Aktualności

Tor Służewiec

To był przede wszystkim najwyższej klasy zawodowiec!

5 lutego 2019

Mieczysława Mełnickiego wspominają trenerzy Andrzej Walicki i Maciej Janikowski, zastępca dyrektora niegdysiejszych Państwowych Torów Wyścigów Konnych Andrzej Ryńca oraz były kierownik Działu Selekcji, następnie przewodniczący Komisji Technicznej, też spiker wyścigowy Andrzej Szydlik.

Zakończył karierę na torze Laurel Park

Andrzej Walicki: W mojej już 50-letniej historii prowadzenia stajni na Służewcu tak się zdarzyło, że Mełnicki ostatnie dwa sezony swej kariery (1985-86) pracował i jeździł właśnie u mnie. Razem doprowadziliśmy do świetnych zwycięstw Korabia w Derby w Wiedniu i na Służewcu. Rok później Korab wygrał Nagrodę Prezydenta, bo tak między sobą nazywaliśmy Nagrodę Prezesa Rady Ministrów (obecnie jest to Nagroda Prezesa Totalizatora Sportowego). Karierę zakończył Mietek na Korabiu w Wielkiej Waszyngtońskiej na torze Laurel Park w USA. Nie udało się nam tam odnieść sukcesu. Korab był bez miejsca, ale pokonał np. derbistę kanadyjskiego.

Mietek nie tylko zakończył u mnie karierę, ale ja w dużej mierze dzięki niemu rozpocząłem udanie swoją w 1969 roku. Zwyciężył wtedy gościnnie na trenowanym przez mnie Doryancie w biegach o nagrody Ministra Rolnictwa i Mokotowską. Ponadto na początku lat 80. wygrał dla mnie na Nursji  Oaks i Nagrodę Pragi na Mityngu Państw Socjalistycznych w Berlinie. Za granicą wygrał także Kincsem Dij w Budapeszcie na ogierze Nador.

Nigdy nie miałem z nim żadnych problemów. Gdy u mnie pracował nie musiałem mu dawać żadnych wskazówek taktycznych. On najlepiej wiedział, co ma robić w wyścigu. To był najwyższej klasy fachowiec w swoim zawodzie. Jeździł bardzo skutecznie i wygrywał bardzo dużo wyścigów. Jego rekord – 1663 zwycięstwa w ciągu 32 lat kariery jest w praktyce nie do pobicia. A trzeba wziąć pod uwagę, że na jej początku we Wrocławiu mało wygrywał, a po przyjeździe na Służewiec pierwsze sezony też miał nie najlepsze.

Typowano do Niego!

Maciej Janikowski: Akurat u mnie Miecio jeździł tylko okazjonalnie. Ale zawsze chętnie go zapisywałem, bo gwarantował, że dołoży wszelkich starań, żeby gonitwę wygrać. W czasach, gdy nie było fotokomórki i monitorów,  taka postawa nie była wcale czymś oczywistym. 

Było mnóstwo podejrzeń, co do uczciwości i solidności jazd. Komisja Techniczna często karała jeźdźców spieszeniami. Mietek wyrobił sobie markę, bo na jakiego konia by nie wsiadł, faworyta czy mało liczonego, to nie kalkulował, lecz starał się odnieść zwycięstwo. Miał talent i niesamowite wyczucie. I za to bywalcy toru go pokochali. Gdy typowali porządki, to za podstawę brali najczęściej konia, którego On dosiadał. Dlatego zyskał ksywkę „cycek”, „cycol”, bo można było się dzięki niemu „pożywić”.

Miałem to szczęście, że gdy zaczynałem razem z Andrzejem Walickim i Piotrem Czarnieckim w 1965 roku aspiranturę na wyścigach, trafiłem najpierw do stajni Stanisława Michalczyka, w której Mełnicki pracował i odnosił swe pierwsze, wspaniałe sukcesy na Demonie i Geronie. Byłem więc bliskim świadkiem rodzenia się Jego sławy.

Kochał konie i samochody, hodował róże

Andrzej Ryńca: Gdy zaczynałem pracę na wyścigach w 1962 roku, Mietek jeszcze nie był gwiazdą. Ale zapamiętałem, że był niesłychanie ambitny. Dlatego tak szybko piął się w górę. 

Z upływem lat zaprzyjaźniliśmy się. Wyjeżdżaliśmy całą grupą, w której byli także Aldek Goździk, Walicki i Janikowski na narty do Szczyrku. Mietek był kiepskim narciarzem, ale absolutnie na stoku się nie poddawał. Był natomiast świetnym kierowcą, samochody kochał tak jak konie.

Mało kto wie, że przez wiele lat zajmował się… hodowlą róż. To zajęcie, jak twierdził, stanowiło ukojenie po ciężkiej pracy w stajni i wielkich emocjach związanych z wyścigami. Był także właścicielem sklepu spożywczego na Mokotowie, ale tym prawie w ogóle się nie chwalił.

Z jego licznych sukcesów utkwiły mi w pamięci szczególnie te odniesione w 1979 roku podczas dwudniowego Mityngu Państw Socjalistycznych w Berlinie. Mełnicki wygrał wtedy cztery gonitwy (Dżudo x2, Diakowa, Jerot), a Polska  razem siedem (Czubaryk x2, Narzan –  pod Stanisławem Sałagajem).

„Wyrywał wyścig z ognia”

Andrzej Szydlik: Kiedy przyjechał z Wrocławia na Służewiec, wszyscy byliśmy oczarowani jego ciemną karnacją. Dlatego zyskał najpierw ksywkę „Cygan”.

Przez kilka lat musiał się przebijać do czołówki. Poza zwycięstwami w Rulera na Awantażu (1960) i Salwadorze (1963), żadnych znaczących gonitw nie wygrywał. Dopiero zwycięstwa na Demonie (Rulera, Derby i Wielka Warszawska – 1964; Nagroda PRM i WW – 1965) sprawiły, że wyścigowy świat stanął przed nim otworem. To była jego ukochana klacz. Jej imieniem nazwał stajnię, gdy rozpoczął karierę trenerską.

Pod względem technicznym dorównywał Jerzemu Jednaszewskiemu, który był wielkim, jeśli chodzi o dosiad, stylistą. Ale Mietek był bardziej żywiołowy i jeździł  bardziej brawurowo. Mówiono, że „wyrywał wyścig z ognia”.

Zanotował Jan Zabieglik