Traf Online
Oglądaj i graj!!!
Podwajamy wyścigowe emocje!
Zaloguj się na TrafOnline.pl już teraz!

Konie roku od 2000 r.
Tytuł przyznawany przez kapitułę na zakończenie każdego sezonu na podstawie osiągnięć koni w danym sezonie.

2000 – kl. kaszt. DŻAMAJKA (Juror – Dżamira/Rutilio Rufo) ur. 1997 [trener Bogdan Strójwąs]
2001 – kl. kaszt. KOMBINACJA (Jape – Komańcza/Dakota) ur. 1998 [trener Bolesław Mazurek]
2002 – og. c.gn. DANCER LIFE (Professional – Dyktatorka/Kastet) ur. 1999 [trener Andrzej Walicki]
2003 – kl. kaszt. TULIPA (Jape – Truly Best/Omen) ur. 1999 [trener Dorota Kałuba]
2004 – kl. kaszt. KRÓLOWA ŚNIEGU (Don Corleone – Królowa Balu/Demon Club) ur. 2001 [trener Dorota Kałuba]
2005 – og. c.gn. SAN LUIS (Dixieland – Santa Monika/Who Knows) ur. 1999 [trener Andrzej Walicki]
2006 – og. kaszt. HIPOLINER (Belenus – Hipozetta/Who Knows) ur. 2003 [trener Józef Siwonia]
2007 – og. k. SAN MORITZ (Roulette – Santa Monika/Who Knows) ur. 2004 [trener Andrzej Walicki]
2008 – og. s. RUTEN (El Prado – Rash/Miswaki) ur. 2005 USA [trener Dorota Kałuba]
2009 – og. kaszt. HIPOLINER (Belenus – Hipozetta/Who Knows) ur. 2003 [trener Józef Siwonia]
2010 – kl. c.gn. INFAMIA (Tempelwächter – Infanteria/Jape) ur. 2007 [trener Krzysztof Ziemiański]
              oraz kl. gn. KARDINALE (Belenus – Kornelia/Who Knows) ur. 2007 [trener Andrzej Walicki]
2011 – og. kaszt. INTENS (Belenus – Inicjatywa/Juror) ur. 2008 [trener Krzysztof Ziemiański]
2012 – og. gn. CAMERUN (Singspiel – Cantaloupe/Priolo) ur. 2008 IRE [trener Marek Nowakowski]
2013 – og. gn. PATRONUS (Ecosse – Princess of Java/Java Gold) ur. 2010 [trener Andrzej Walicki]
2014 – kl. gn. GREEK SPHERE (High Chaparral – Night Sphere/Night Shift) ur. 2011 IRE [trener Andrzej Walicki]
2015 – og. gn. VA BANK (Archipenko – Vinales/Dilshaan) ur. 2012 IRE [trener Maciej Janikowski]
2016 – og. gn. CACCINI (American Post – Courances/Simon du Desert) ur. 2012 FR [trener Adam Wyrzyk]
2017 – og. gn. BUSH BRAVE (Bushranger – Moriches/Alhaarth) ur. 2014 IRE [trener Wojciech Olkowski]
2018 – og. c.gn. FABULOUS LAS VEGAS (Air Chief Marshal – Coleene/King’s Best) ur. 2015 FR [trener Krzysztof Ziemiański]
2019 – kl. gn. PRIDE OF NELSON (Mount Nelson – Alfreda/Unfuwain) ur. 2016 FR [trener Piotr Piątkowski]
2020 – og. gn. TIMEMASTER (Mukhadram – Tierceville/Oratorio) ur. 2017 FR [trener Krzysztof Ziemiański]
2021 – og. gn. NIGHT TORNADO (Night of Thunder – Tornadea/Sea The Stars) ur. 2017 FR [trener Krzysztof Ziemiański]
2022 – og. gn. NIGHT TORNADO (Night of Thunder – Tornadea/Sea The Stars) ur. 2017 FR [trener Krzysztof Ziemiański]
2023 – og. sk.gn. LE DESTRIER (Le Havre – Quanzhou/Dubawi) ur. 2019 IRE [trenerzy Tadeusz Dębowski i Marlena Stanisławska]

 

Konie trójkoronowane w historii Służewca:
Trójkoronowany koń to zwycięzca trzech klasyków w jednym sezonie: Rulera, Derby i St. Leger. Dokonanie takiego wyczynu wymaga od konia wszechstronności, utrzymania wysokiej formy przez cały sezon oraz przede wszystkim wielkiej klasy.

1948 – RUCH
1961 – SOLALI
1972 – DIPOL
1974 – CZERKIES
1989 – KREZUS
1992 – MOKOSZ
2000 – DŻAMAJKA
2002 – DANCER LIFE
2005 – DŻESMIN
2007 – SAN MORITZ
2011 – INTENS
2015 – VA BANK
2017 – BUSH BRAVE
2018 – FABULOUS LAS VEGAS

Klub 1000
Wąskie i elitarne grono zwycięzców 1000 gonitw.

Mieczysław Mełnicki – 1663 wygrane
Andrzej Tylicki – 1315
Jerzy Ochocki – 1240
Walenty Stasiak – 1206
Janusz Kozłowski – 1180
Piotr Piątkowski – 1128
Kazimierz Jagodziński – 1122
Wiaczesław Szymczuk – 1119 do końca sezonu 2021
Aleksander Reznikov – 1063 do końca sezonu 2020
Stanisław Pasternak – 1036
Tomasz Dul – 1012
Albin Rejek – 1007

Legendy toru: konie pełnej krwi angielskiej

Turysta

Turysta

Zrównoważony, obdarzony zarówno niebywałym przyspieszeniem, jak i uzdolnieniami dystansowymi. Odpowiadał mu każdy dystans i warunki atmosferyczne, radził sobie świetnie niezależnie od taktyki obranej przez jeźdźca. Wykazywał się niezwykłą walecznością. Losy Turysty to w zasadzie gotowy scenariusz na film. Po wojnie został włączony do stajni wyścigowej Zarządu Stadnin Polskich w Niemczech w Krefeld, gdzie, ze względu na nieustalony jeszcze wtedy rodowód, nie był traktowany poważnie. Stamtąd trafił na Służewiec. Dopiero kiedy miał pięć lat udało się ustalić jego pochodzenie: został wyhodowany przez legendarnego, genialnego Federico Tesio. Jego ojcem był Bellini, a matką Scuola Bolognese po og. Blandford.

Na Służewcu nie startował w wieku dwóch lat. Rozpoczął karierę w kolejnym sezonie (1947) od dwóch drugich miejsc, a kolejne pięć gonitw wygrał. Na start w Derby było dla niego za wcześnie, ale jesienią triumfował w St. Leger i Wielkiej Warszawskiej. Sukces w ostatnim z wyścigów powtórzył również w wieku czterech lat. Ponadto aż trzykrotnie zwyciężał w biegu o Nagrodę Prezydenta Rzeczypospolitej (obecnie Prezesa Totalizatora Sportowego) i zakończył karierę z niesamowitym bilansem 19 wygranych, trzech drugich miejsc i jednego czwartego (w Wielkiej Warszawskiej 1949) w 23 startach!

 

Dorpat

Dorpat

Urodzony w SK Golejewko w 1950 roku, miał wyśmienitych, wywodzących się z Włoch rodziców: Ettore Tito i Acauasparta po Sans Craintc – hodowli Federico Tesio. Swój talent ujawnił bardzo szybko – w wieku dwóch lat pozostając niepokonanym w czterech startach, w tym Produce i w biegu o Nagrodę Sofii. W Nagrodzie Iwna, pierwszym starcie jako trzylatek, stracił miano niepokonanego, ale w Derby i St. Leger wygrywał już łatwo. Niestety nie miał szans sięgnąć po potrójną koronę, ponieważ w latach 1950-1953 nie był rozgrywany bieg o Nagrodę Rulera. W wieku trzech lat wygrał gonitwę o Nagrodę Moskwy podczas Mityngu Państw Socjalistycznych w Warszawie. W wieku czterech lat zaliczył już tylko jeden, nieudany start. Choć pożegnanie z torem nie było dla niego szczęśliwe, odnalazł się w roli reproduktora, przekazując potomstwu dużo szybkości i klasy wyścigowej.

 

 
Demona

Demona

Wyhodowana w SK Moszna w 1961 roku. Jej ojcem był czeski czempion Masis. W wieku dwóch lat była niepokonana w czterech występach, zdobywając m. in. Nagrodę Ministra Rolnictwa. W kolejnym sezonie nie spuszczała z tonu. Zwyciężyła w Nagrodach Rulera, Iwna i Derby. Podczas mityngu Krajów Demokracji Ludowej (KDL) w Berlinie zdobyła Nagrodę Berlina i zajęła drugie miejsce w wyścigu o Nagrodę Pragi, a sezon zakończyła wygrywając St. Leger w Wiedniu.

W wieku czterech lat Demona wygrywała w rywalizacji o Nagrody: Widzowa, Prezesa Rady Ministrów i Fils du Vent. Niespodziewanie zawiodła natomiast podczas rozgrywanego tym razem w Warszawie mityngu KDL, zajmując piąte miejsce w biegu o Nagrodę Bukaresztu oraz drugie w gonitwie o Nagrodę Warszawy. Pobiegła jeszcze raz, po dłuższym odpoczynku, w Wielkiej Warszawskiej, znów okazując się najlepsza. W hodowli dała m. in. świetnego derbistę Demon Cluba. Klacz dożyła sędziwego wieku – 30 lat. Trzeba ją uznać za jedną z najwybitniejszych klaczy w powojennej historii polskich wyścigów. Dosiadał jej niezapomniany Mieczysław Mełnicki.

 

 

Konstelacja

Konstelacja

Klacz przyszła na świat w stadninie koni Golejewko. Jej półbrat – Kasjan był wicederbistą i zwycięzcą Wielkiej Warszawskiej, więc i po klaczy spodziewano się talentu do galopowania. Trafiła do stajni Andrzeja Walickiego, który dość delikatnie wprowadzał ją w wyścigi. W wieku dwóch lat wygrała dwa biegi grupowe, ale w Nagrodzie Efforty przebiegła bez miejsca. Na początku kolejnego sezonu prowadzona była ścieżką dla klaczy, wygrała Wiosenną i Soliny. Mimo to jej zwycięstwo w Derby było olbrzymią niespodzianką, ponieważ pokonała znakomitego Pawimenta. Następnie wygrała Oaks. Najbarwniejszą historią w karierze Konstelacji był z pewnością udział w Yorkshire Oaks (G1, 2400m), w którym zajęła wysokie piąte miejsce, tracąc niespełna dwie długości do trzeciej w celowniku klaczy własności Królowej Elżbiety II – Dunfermline. Ten wynik nie przeszedł na Wyspach bez echa – Konstelacji dedykowano materiały prasowe w brytyjskich mediach. Decyzję o zakończeniu kariery klaczy podjęto po jej nieudanym starcie w innych prestiżowym wyścigu – Europa Preis w Kolonii.

 

Pawiment

Pawiment

Pawiment (Mehari – Pytia / De Corte) urodził się w 1974 r. w SK Iwno. Nie był szczególnie wyrośnięty (miał ok. 160 cm w kłębie), ale wyróżniał się bardzo harmonijna i proporcjonalną budową, a przede wszystkim niesamowicie dobrym charakterem. Bardzo szybko robił postępy w treningu wyścigowym Stanisława Głowackiego. Charakteryzował się wydatną akcją oraz umiejętnością błyskawicznego przyspieszenia. W wieku dwóch lat wystartował aż siedem razy, wygrywając czterokrotnie i trzykrotnie zajmując drugie miejsce. Pierwszą oznaką jego niezwykłego talentu było pokonanie w Criterium bardzo szybkiej derbistki Irandy. Drugie miejsca Pawiment zajmował m. in. w biegach o Nagrody Mokotowską i Pokoju na międzynarodowym mityngu w Pradze. 

W sezonie derbowym Pawiment wygrał biegi o Nagrody Strzegomia, Rulera i Iwna. Pokazywał klasę dawno nieoglądaną na Służewcu, więc do Derby musiał przystępować w roli faworyta. Niespodziewanie jednak lepsza o 1,5 dł. okazała się Konstelacja. Podobnie jak klacz następnie startował w Yorku i Kolonii, jednak nie udało mu się zająć płatnych miejsc. Po powrocie na Służewiec wygrał Criterium.

W wieku czterech lat trafił do stajni świeżo upieczonego trenera Jerzego Jednaszewskiego. Nie obniżył lotów. Zdobył nagrody Widzowa, Fils du Vent oraz Budapesztu podczas mityngu w Warszawie (pokonując wyśmienitego rosyjskiego Adena, późniejszego zwycięzcę Preis von Europa). Zwyciężył także w Wielkiej Warszawskiej. W 1978 po raz pierwszy przyznany został tytuł Konia Roku i zdobył go właśnie Pawiment. 

W kolejnych dwóch sezonach był wydzierżawiony do RFN. To wtedy odniósł najcenniejsze zwycięstwa na poziomie G1: Preis von Europa w Koloniii oraz Gran Premio Jockey Club e Coppa d’Oro. Te dwa sukcesy pozostają jedynymi wygranymi przez polskiego folbluta w gonitwach tej rangi. Pawiment wystartował też w Prix de l’Arc de Triomphe (jako jeden z dwóch koni polskiej hodowli w historii – drugim był Dżudo) – najbardziej prestiżowym wyścigu w Europie, gdzie zajął 9. miejsce. Startował także na torach USA i Argentyny! W Niemczech osiągnął handikap generalny (GAG) 102,5 kg i zarobił w tym okresie równowartość 312 tys. dolarów. Jego osiągnięcia sprawiły, że polskie konie częściej zaczęły startować za granicą.

 

Dixieland

Dixieland

Został wyhodowany w SK Widzów w 1977 roku. Wrażenie robiła jego budowa, w kłębie miał 168 cm, znawcy cenili jego piękną głowę i świetnie osadzoną szyję. Po bezapelacyjnym zwycięstwie w debiucie został zapisany do wyścigu w Austrii, gdzie dał się we znaki jego trudny charakter. Przy siodłaniu stracił bardzo dużo sił, mimo to zajął drugie miejsce. W tym samym sezonie, w Warszawie, wygrał Mokotowską, a nawet Criterium, w której dwulatki rzadko startują, a jeszcze rzadziej zwyciężają. Szanse na zwycięstwa w Rulera i Derby odebrał mu ochwat. Po powrocie do zdrowia został rzucony na głęboką wodę, ponieważ od razu stanął na starcie w St. Leger, gdzie zajął trzecie miejsce. W kolejnych startach znowu pokazał swój talent i wszechstronność. Wygrał Nagrodę Pink Pearla na milerskim dystansie, a następnie z miejsca do miejsca Wielką Warszawską (2600 m). W tym ostatnim wyścigu nie miał sobie równych wygrywając dowolnie o 5 długości. Sezon zamknął triumfem w sprinterskim Criterium i pomimo małej liczby startów odebrał tytuł Konia Roku 1980.  

W kolejnym sezonie wystartował siedem razy. Zdobył Nagrody Widzowa i Kozienic, a drugie miejsca zajmując w rywalizacjach o Nagrody Golejewka i Prezesa Rady Ministrów. Trzeci był w Criterium. Bez sukcesów próbował swoich sił za granicą – na Węgrzech i w Niemczech. Prawdopodobnie przyczyną słabych występów była towarzysząca im zmiana otoczenia, która źle wpływała na obdarzonego dużym temperamentem Dixielanda. Ogierowi w warszawskiej stajni towarzyszyła koza, dzięki czemu był znacznie spokojniejszy. Dixieland okazał się rewelacją w hodowli. Dał m. in. derbistów: Bachusa (1986), Solozzo (1987) i Limaka (1994) oraz zwycięzców Wielkiej Warszawskiej: Zagarę i San Luisa (dwukrotnego 2004-05).

Neman

Neman

Nemana wyróżniał łagodny charakter. W wieku dwóch lat triumfował w Nagrodzie Rozpoczęcia Sezonu letniego i Ministerstwa Rolnictwa. Podczas międzynarodowego mityngu KDL zajął drugie miejsce w Nagrodzie Budapesztu. W drugim sezonie startów początkowo nie zachwycał, nie do końca radząc sobie z elastyczną bieżnią. Nie przeszkodziło to jednak w odważnym zgłoszeniu do Derby w Wiedniu, gdzie na suchej bieżni  oddał niesamowity finisz pod Mieczysławem Mełnickim, zostawiając dużo wyżej notowanych rywali daleko w tyle. Kilka tygodni później powtórzył ten wynik w Warszawie, pokonując m. in. Jurora, który wcześniej triumfował w biegu o błękitną wstęgę w Pradze. 

Następnie ponownie zajął drugie miejsce w mityngu KDL – tym razem w Nagrodzie Moskwy. Nie odegrał ważnej roli w innych startach: Pawimenta, Wielkiej Warszawskiej, Criterium oraz Preis von Europa w Kolonii. We wszystkich tych startach przeszkadzała mu elastyczna bieżnia, na której nie radził sobie tak dobrze.

Wiele lat później Mieczysław Mełnicki wspominał jego niesamowity sukces w Derby w Wiedniu: „W dniu wyścigu Neman był w kapitalnej formie, aż piszczało. Modliłem się tylko o to, aby bieżnia była bardzo sucha, bo tylko na takiej dawał z siebie wszystko. Startowaliśmy z numerem pierwszym, więc przez cały wyścig trzymałem się wewnętrznej bandy. Nie szukałem miejsca gdzie indziej, bo czułem, że konie biegnące przede mną mają zapas sił i przejście na prostej prędzej czy później się otworzy. Rzeczywiście 400 m przed metą pojawiła się luka, a kiedy się w nią wepchnąłem, Neman jakby dostał skrzydeł. Kiedy obejrzałem się za siebie 100 m przed metą rywale byli 6-7 długości w tyle. Była to dla mnie wielka sensacja i radość, bo polski koń wygrał w takiej stawce po 83 latach w Wiedniu.”

Dżamajka

Dżamajka

Wyhodowana w Widzowie Dżamajka była masywną klaczą (166-187-19,5). Wygrała już w debiutanckim starcie, ale w drugim starcie (w grudniu!) nie zaistniała i klacz pozostawała trudna do oceny. Na jej talencie poznał się trener Strójwąs, który na przeglądzie w przed sezonem w roku 2000 zapowiedział, że ta wygra Nagrodę Rulera. Choć zapowiedź była przyjęta z niedowierzaniem, Dżamajka pokazała, że trener wiedział co mówi. Klacz nie tylko zwyciężyła w Rulera, ale kontynuowała swoją serię wygrywając Iwna, a także w Derby. 

Trener Strójwąs tak relacjonował wyścig w wykonaniu swojej podopiecznej: „W rekordowym 20-konnym polu Derby, Dżamajka ruszyła w dystans z 19. boksu, a mimo to, dzięki kapitalnej jeździe Tomka Dula wyszła na prostą finiszową przy kanacie, prowadząc już na ok. 600 m przed celownikiem i zdeklasowała rywali.” 

Klacz nie miała sobie równych w całym sezonie, co potwierdziła zwycięstwami w Oaks, St. Leger i Wielkiej Warszawskiej. 

W wieku czterech lat po zwycięstwie w biegu o Nagrodę Golejewka wygrała także Velką cenę Slovenską w Bratysławie. Wystartowała również w Hamburgu, w Idee Hansa-Preis G2 (2200 m). „Nie odegrała tam większej roli – opowiada B. Strójwąs – ale okazała się lepsza od niemieckiego derbisty Belenusa i oaksistki Catanii, czym wzbudziła zainteresowanie niemieckich fachowców. Dostałem ofertę kupna Dżamajki i zaproponowano mi 100.000 marek (wtedy nie było jeszcze euro). Właściciele zdecydowali jednak, że klacz wraca do Polski”. Zakończenie pięknej kariery nastąpiło niespodziewanie. Po wygraniu Nagrody Kozienic Dżamajka został wzięta na badanie dopingowe do pomieszczenia obok padoku. Nie zdołano jednak pobrać od niej moczu. Postanowiono, że kolejne próby zostaną podjęte już w stajennym boksie. Jednak klacz była wyraźnie zdenerwowana, biła zadem. W pewnym momencie tak nieszczęśliwie kopnęła w ścianę, że pękła jej noga. Bilans startów Dżamajki był okazały: 11 zwycięstw w 13 startach, w tym 8 gonitw najwyższej kategorii (kat. A) i aż dziewięć z rzędu. Była pierwszą klaczą w powojennej historii, która zdobyła Potrójną Koronę (Rulera – Derby – St.Leger). Na Służewcu rozgrywana jest Nagroda Dżamajki, upamiętniająca tą wybitną klacz.

Intens

Intens

Intens przyszedł na świat w 2008 r. w prywatnej stadninie Romana Piwki. Trening wyścigowy rozpoczął 1,5 roku później na Służewcu pod okiem Krzysztofa Ziemiańskiego. Świadomy talentu ogiera szkoleniowiec nie spieszył się z przygotowaniem go za wszelką cenę i ostatecznie Intens stanął na starcie dopiero jesienią 2010 r. Bez większych kłopotów wygrał oba starty grupowe, a następnie bardzo łatwo gonitwę o Nagrodę Nemana. Następny sezon rozpoczął nieudanym występem w rywalizacji o Nagrodę Strzegomia (zajął 4. miejsce w pięciokonnej stawce). Potem jego forma szybko wzrosła i trzy tygodnie później, w biegu o Nagrodę Rulera był już innym koniem. Na prostej doszło do zaciętej walki między nim, The Blue oraz Małym Kapralem (zdobywcą Nagrody Strzegomia). W końcówce spasował The Blue, a Intens i Mały Kapral wpadły na celownik łeb w łeb. Następnym etapem przygotowań był bieg o Nagrodę Iwna. Wygrał go Mały Kapral, tymczasem Intens w trakcie wyścigu został „zarąbany”. Uraz wydawał się na tyle groźny, że szanse na udział w Derby były raczej iluzoryczne. Szczęśliwie Ziemiańskiemu udało się zdążyć z kuracją i przygotowaniem Intensa. W Derby ogiera dosiadał Tomáš Lukášek. Dżokej chcąc uniknąć zamknięcia w tzw. „klatce”, czyli tego co spowodowało uraz Intensa w poprzednim starcie, wystartował w czołówce. Po kilkuset metrach, widząc że nie ma chętnych do dyktowania tempa, przesunął się na czoło stawki. Na prostej ponaglony przez Lukáška Intens zaczął oddalać się od rywali. Jego przewaga rosła i rosła, osiągając ostatecznie rozmiar aż 12 długości! Takiego zwycięstwa w Derby nawet najstarsi bywalcy nie pamiętali. Aż trudno było uwierzyć, że Intens miał przed tym biegiem przerwę w treningach, a jego start stał pod poważnym znakiem zapytania. Ostatnie dwa starty Intensa kończyły się podobnie imponującymi zwycięstwami, choć z nieco mniejszą przewagą. W St. Leger skompletował potrójną koronę wygrywając o 8 dł., a przy tym ustanawiając rekord toru na dystansie 2800 m – 2’53.8”. Wielką Warszawską wygrał prowadząc od startu do mety dowolnie o 5 dł. W dodatku, podobnie jak w St. Leger, Lukášek już go nawet nie ponaglał, a Intens ukończył bieg na mocno elastycznym torze w czasie 2’40.3”, bijąc rekord toru na 2600 m. Ten wyczyn wydawał się wprost nierealny. Takie sukcesy musiały zwrócić uwagę zagranicznych przedstawicieli świata wyścigowego. Dwa dni po Wielkiej Warszawskiej hodowca i właściciel Intensa, Roman Piwko, otrzymał poważną ofertę od kupca z Ukrainy i zdecydował się ostatecznie sprzedać ogiera, który został przeniesiony do innej stajni.

Va Bank

Va Bank

Historia Va Banka przypomina bajkę. Podczas aukcji w Irlandii jesienią 2013 roku nie wzbudzał większego zainteresowania, gdyż należał do grona pierwszego przychówku po Archipence, a jego matka Vinales nie miała kariery wyścigowej i był to jej pierwszy źrebak. Po skaleczeniach nóg, jakich doznał we wczesnej młodości, miał on właściwie bilet w jedną stronę. Właściciele byli zdeterminowani, żeby go sprzedać. Trener Maciej Janikowski obejrzał dokładnie jego nogi i stwierdził, że skaleczenia, po których pozostały widoczne ślady na skórze, były tylko powierzchowne. Obecnemu na aukcji, współpracującemu od lat z Janikowskim właścicielowi koni wyścigowych Januszowi Piotrowi Zienkiewiczowi pozostał już tylko do wykonania telefon do wspólnika Kazacha B. Abdrakhmanova, który wyraził zgodę na zakup konia. Licytacja była krótka. Va Bank poszedł pod młotek jedynie za 4,5 tys. euro.

Przed debiutanckim występem Va Banka w wieku dwóch lat musiało już w stajni „Czerkies” panować przekonanie, że jest to jest koń wyjątkowy, bo dżokej Wiaczesław Szymczuk, w wywiadzie z okazji wygrania przez niego tysięcznej gonitwy w karierze, zapytany, na którym koniu wygra po raz 1001., bez ogródek oświadczył, że na Va Banku. Ostatecznie nie wygrał, bo koń doznał niegroźnej na szczęście kontuzji i został wycofany. Zadebiutował trzy tygodnie później i wygrał łatwo, ale pod Markiem Breziną. Trener Janikowski po tym biegu mierzył już zamiary na siły, bo zgłosił Va Banka do wyścigu o Nagrodę Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Nie przeliczył się, jego uskrzydlony podopieczny zdobył, miano najlepszego dwulatka z łatwością, a następnie postawił kropkę nad „i” w Mokotowskiej, uzyskując tym samym miano zimowego faworyta na Derby. W sezonie derbowym Va Bank kontynuował świetną passę. Zwyciężył łatwo w biegach o nagrody Strzegomia i Rulera, uzyskując bardzo dobre czasy na 1600 m (1’37,1″; 1’37,2″). W czerwcu nie wystartował w Iwna przez kontuzję. Tak na dobrą sprawę do końca nie było pewne, czy Va Bank w Derby wystartuje. Ostatecznie pobiegł i znów pofrunął po piękne zwycięstwo. Trzecią koronę (St. Leger) Va Bank zdobył nie puszczony z ręki, a w podobny sposób zwyciężył też w Wielkiej Warszawskiej. – „Marzenie, żeby mój koń wygrał wszystkie najważniejsze gonitwy w wieku trzech lat, spełniło się dopiero po 41 latach” – powiedział wtedy uszczęśliwiony trener Janikowski. Va Bank został oczywiście wybrany Koniem Roku na Służewcu, ale ponadto odniósł niespodziewany sukces medialny. W plebiscycie na Ikonę Sportu 2015 roku, przeprowadzonym przez portal gazeta.pl uplasował się na drugim miejscu za Robertem Lewandowskim, a przed Agnieszką Radwańską. Zanim trener i właściciele zdecydowali się zgłosić czteroletniego Va Banka do pierwszego występu za granicą, wygrał on na Służewcu nagrody: Golejewka, Prezesa Totalizatora Sportowego i Kozienic. 27 sierpnia na Służewcu publiczność mogła oglądać bezpośrednią transmisję z występu Va Banka w Preis der Sparkassen Finanzgruppe (G3), 2000 m, w Baden-Baden. Gromkie okrzyki i spontaniczne brawa rozległy się na obu trybunach, gdy dosiadający Va Banka młody dżokej niemiecki Martin Seidl na prostej znalazł przejście i dołączył do oddalającego się od reszty stawki faworyta Potemkina. Tylko te dwa konie liczyły się w rozgrywce. Był moment, w którym wydawało się, że górą będzie jednak niemiecki pięciolatek, ale w końcówce Va Bank galopował zdecydowanie lżej i ostatecznie pobił rywala o 1,5 dł. Po tym sukcesie wygranie po raz drugi Wielkiej Warszawskiej wydawało się niemal pewne. Niestety, trzynasty występ służewieckiego rekordzisty okazał się pechowy. Pierwszą oznaką, że ten bieg Va Banka może być feralny, była konieczność wycofania w terminie dodatkowym jego lidera Adanero (zakulał), którego zadaniem miało być narzucenie odpowiednio silnego tempa. Ponadto Va Bank jakby przeczuwał, że czeka go ciężki bój z derbistą Caccinim, bo po raz pierwszy w karierze był nerwowy już na starcie i minęło kilka minut zanim wepchnięto go do startboksu. Ciężar prowadzenia wyścigu od startu wziął na siebie Tomáš Lukášek na Caccinim. Podyktował wolne tempo w dystansie (9,3-34,9-34,7-34,0) i następnie prowadzony cały czas blisko bandy gwałtownie przyspieszył (29,6-29). Va Bank po wyjściu na prostą miał stratę ok. 3 długości. Błyskawicznie zaczął ją odrabiać i nawet w pewnym momencie zrównał się z rywalem, ale gdy doszło do walki, Caccini pokonał wielkiego faworyta o pół długości.– „Sam przebieg rywalizacji, z mojej perspektywy, pozostawiał wiele do życzenia, ale po biegu każdy jest mądry. Moim zdaniem, Va Bank nie był tym samym koniem, co w poprzednich startach, bo gdyby był, to by sobie poradził, nawet mimo nie najlepszego dla niego ułożenia się gonitwy” – powiedział po biegu trener Janikowski – :Być może jego organizm nie zdążył w pełni się zregenerować po wysiłku związanym ze zwycięskim wyścigiem w Baden-Baden i kilkunastogodzinnej podróży powrotnej. Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy po przyjeździe, rzuciło mi się w oczy, że wyraźnie „zszedł z ciała”. Po kilkunastu dniach wrócił do normalnej kondycji i pracy treningowej, ale niewykluczone, że okres ostatnich trzech tygodni nie wystarczył, by się w pełni odbudował psychicznie i fizycznie” – podkreślił. W 2017 roku Va Bank pobiegł najpierw w kwietniu w Berlinie i był czwarty. Następnie, w końcu czerwca, zajął szóste miejsce w Baden-Baden. Po tym występie został poddany badaniom w klinice w Berlinie. Stwierdzono u niego mikropęknięcia chrząstek stawowych. Leczenie trwało dwa miesiące. Po jego zakończeniu nie wrócił już do stajni na Służewcu. Do sezonu 2018 był przygotowywany w Niemczech, w stajni prowadzonej przez znanego niemieckiego trenera Andreasa Wöhlera. Ostatni, jak się okazało, sezon startów (2018) rozpoczął od drugiego miejsca w Baden-Baden (G2), następnie był także drugi w Hamburgu (G2) i trzeci w Monachium (G1), gdzie przegrał tylko z dwoma końmi angielskimi, a pobił wszystkie najlepsze niemieckie. Jesienią odniósł dwa zwycięstwa: w biegu o Nagrodę Zjednoczenia Niemiec w Berlinie (G3) i na koniec kariery wygrał Grand Prix Rzymu (G2).W sumie w 20 startach swej pięknej karierze odniósł 14 zwycięstw: 11 na Służewcu, trzy za granicą, trzy razy był drugi, raz trzeci, raz czwarty i raz bez miejsca. Wygrał 300 tys. funtów. Po zakończonej karierze wyścigowej rozpoczął karierę stadną.

Legendy toru: konie czystej krwi arabskiej

Laur

Laur

Wśród koni arabskich wiele jest koni siwych, ale te, które są niemal całkowicie białe są rzadkością. Laur Laur (Lotnik – Kalina) był pierwszym mlecznobiałym arabem, który wygrał Derby na Służewcu (w 1950 r.). Ten dobrze zbudowanych ogiery, o wymiarach 155-183-19,5, przyszedł na świat oczywiście w Janowie Podlaskim.

W wieku trzech lat wygrał cztery gonitwy w pięciu startach, zdobywając Nagrody Kaszmira i Produce. Kolejny sezon startów rozpoczął od od łatwej wygranej w biegu o Nagrodę Van Dycka (o 7 dł.), następnie zwyciężył bardzo łatwo w Derby (o 4 dł., w stawce 4 koni) oraz Porównawczej. Pokonał po walce o 1,5 dł. świetnego, trzyletniego Alabastera, który rok później (1951) został derbistą, a ponadto ustanowił na 2200 m niepobity do dziś rekord – 2’31″! W wieku 5 lat Laur dołożył do swojej kolekcji jeszcze trzy zwycięstwa, ale w pomniejszych nagrodach. W rywalizacji o Nagrodę Michałowa był trzeci, a w Porównawczej piąty. To był już schyłek jego kariery, bo w następnym roku wystartował tylko dwa razy, nie zajmując płatnego miejsca. Niestety, urodziwy siwek w hodowli nie osiągnął sukcesów, ale jak napisał jeden najwybitniejszych polskich hodowców koni arabskich Roman Pankiewicz, dosiadający go rekreacyjnie, gdy odszedł już z toru: „Był cudownym wierzchowcem”. Jeździłem na bardzo wielu koniach, ale ani przed nim, ani po nim nie siedziałem nawet na podobnym do niego.”

Orla

Orla

W historii wyścigów konie arabskich na Służewcu tylko cztery klacze, z czego trzy bardzo bliskiego pokrewieństwa, uzyskały miano „trójkoronowanych” (czyli wygrały: Derby, Oaks i Nagrodę Porównawczą). Orla (Pietuszok – Ofirka/Ofir) była pierwszą z nich, dokonując tego niebywałego wyczynu w 1966 r. Takie osiągnięcia udało się powtórzyć dziewięć lat później jej córce Orgii (1975 r., po synu Czorta, derbiście z 1967 r., Krezusie) oraz już w XXI wieku prawnuczce Orgii Facie (w 2007 r. po Chndaka – Olympia HF/Monarch HF). Do tego grona dołączyła kilka lat później Shannon Queen, która wygrała porównawczą w wieku trzech lat.

Orla urodziła się w 1962 roku w Janowie Podlaskim. Wyróżniała się znakomitym rodowodem. W linii żeńskiej wywodziła się od jednej z trzech legendarnych protoplastek słynnej w całym świecie polskiej hodowli arabów – pustynnej Gazelli (1840 r.). Dziadek Orli po mieczu, Priboj, był synem polskiego Piołuna i brytyjskiej Rissalmy, natomiast dziadek po kądzieli Ofir (rok ur. 1933) synem słynnego oryginalnego araba Kuhailana Haifi (1923), importowanego dzięki pełnej przygód syryjskiej wyprawie Bogdana Ziętarskiego do stadniny w Gumniskach k. Tarnowa w 1931 r. Na Służewcu trafiła do stajni trenera Jana Ligockiego, wygrywając we wszystkich pięciu startach w wieku trzech lat. Zdobyła między innymi nagrody: Amuratha (o 8 dł. pod dżokejem Stanisławem Sałagajem), Koheilana (pod Wiesławem Paluszkiewiczem) i Porównawczą (znów pod Sałagajem). Ten ostatni wyczyn powtórzyła rok później pod Jerzym Jednaszewskim. W kolejnym sezonie wygrywała pięciokrotnie na sześć startów, a do sukcesów w Derby i Oaks poprowadził ją Paluszkiewicz. Po drugim zwycięstwie w Porównawczej zakończyła karierę, odchodząc do z toru na matkę do stadniny w Janowie. Jej najcenniejszym przychówkiem w karierze hodowlanej była wspomniana na początku, również trójkoronowana, Orgia.

.

 

 
Piechur

piechur

Przyszedł na świat 17 stycznia 1979 r. w słynnej Państwowej Stadninie Koni w Janowie Podlaskim. Wywodził się z najstarszego polskiego rodu ogiera Krzyżyk, importowanego do kraju przeszło 100 lat wcześniej, a jednocześnie z najcenniejszej janowskiej linii „P”, którą zapoczątkowała w 1810 r. klacz Szamrajówka. Na torze był jedynym arabskim derbistą w historii Służewca, który nad drugim koniem osiągnął nienotowaną ani wcześniej, ani później w prestiżowych gonitwach przewagę: daleko! W jego rodowodzie znajdziemy również rzadko spotykany inbred na nazywaną „Królową Polski” Bandolę. Piechur (Banat – Pierzeja/Bandos) był kwintesencją pojęcia „piękny i dzielny”, czyli tradycji w polskiej hodowli koni czystej krwi arabskiej. Miał wybitną karierę wyścigową. Trenowany przez Stanisława Dzięcinę, w 13 startach w karierze aż 10-krotnie był pierwszy, zdobywając przy tym aż 8 nagród imiennych: Amuratha, Sambora, Porównawczą w wieku trzech lat, oraz Kabareta, Janowa (Przychówku), Derby, Czorta i Witezia II jako czterolatek. Choć wcześniej dosiadał go Albin Rejek, w Derby musiał ustąpić miejsca bardziej poważanemu mistrzowi Mieczysławowi Mełnickiemu, który właśnie wrócił z zagranicy. Mełnicki na prostej odjechał rywalom i Piechur wygrał z ogromną przewagą (daleko) nad trenowanym przez Dorotę Kałubę Pyrrusem. Został uznany Koniem Roku w 1983 r. Natychmiast wpadł w oko amerykańskich hodowców, którzy akurat przyjechali do Polski. Zakupiony do Teksasu był główną siłą napędową tamtejszej stadniny Weatherford Farms. Nie bez trudu został wydzierżawiony w 1988 r. na jeden sezon hodowlany przez SK Michałów, ale to wystarczyło, by dał 48 źrebiąt, w tym wiele znakomitych klaczy, m.in. Ernestynę matkę najwybitniejszego aktualnie reproduktora pokazowego Eksterna. W wieku 11 lat został zakupiony przez Shirley Watts, żonę perkusisty „The Rolling Stones”, do Wielkiej Brytanii, gdzie szczęśliwie spędził ostatnie 22 lata swojego życia.

 

 

 

Europejczyk

europejczyk

Urodzony w 1982 r. w Janowie Podlaskim Europejczyk, syn sprzedanego rok wcześniej do USA za 1 mln dolarów El Paso i Europy po Bandos, był w historii Toru Służewiec jedynym niepokonanym derbistą arabskim. Derby 1986 były, niestety, jego ostatnim, ósmym występem w karierze. Z powodu kontuzji nie dane mu było dołożyć do świetnej kolekcji ewentualnej wygranej w zorganizowanej rok wcześniej po raz pierwszy na Służewcu gonitwie o Nagrodę Europy. Wywodził się ze znakomitego rodu męskiego założonego przez oryginalnego araba Kuhailana Haifi, sprowadzonego w 1931 roku wprost z syryjskiej pustyni przez Bogdana Ziętarskiego do Gumnisk. Był wnuczkiem Czorta, prawnuczkiem Wielkiego Szlema i praprawnuczkiem Ofira. W linii żeńskiej pochodził od legendarnej Sahary, jednej z trzech, obok Gazelli i Mlechy, protoplastek polskiej hodowli arabów, które zostały sprowadzone do stadniny w Jarczowcach w 1845 r. – Pochodzenie, jak wiadomo, jeszcze samo nie biega. Dlatego gdy dżokej Albin Rejek powiedział mi po pierwszym galopie Europejczyka na torze roboczym, że to chyba będzie jednak „trup” (niestety, my na torze używamy czasami takich dosadnych określeń), gotów mu byłem nawet uwierzyć. Ale informacje z kolejnych galopów były już lepsze i gdy nadszedł czas debiutu Europjeczyk odniósł łatwe zwycięstwo nad Persem, a potem w I grupie ograł Drabika. Gdy w pozagrupowym biegu o Nagrodę Sabelliny, który wtedy był rozgrywany w konkurencji dla ogierów i klaczy na dystansie 1600 m, łatwo
pokonał Al Banata, przeczuwałem już, że mam w stajni wyjątkowego araba – wspomina trener Maciej Janikowski. Od kolejnego biegu (Nagroda Sambora, 2200 m) aż do Derby włącznie, miał już Europejczyk tylko jednego groźnego rywala, trenowanego przez Bogdana Ziemiańskiego Errlisa. Za pierwszym razem wygrał z nim łatwo o 4 dł., ale w Porównawczej już w walce o 0,5 dł. Podczas kariery w wieku 4 lat wygrywał z Errlisem kolejno w biegach o nagrody: Bandosa (b. łatwo o 2 dł.), Janowa (pewnie o 3 dł.) i Derby (wysyłany o 1,5 dł.). Niestety, po Derby doznał kontuzji i zakończył przedwcześnie piękną karierę wyścigową. Na torze Europejczyk królował, ale w hodowli już nie. Najlepszym jego przychówkiem był prywatnej hodowli Andrzeja Waliszewskiego Mont Blanc (r. ur. 1996) od klaczy Margilla po Gil, który wygrał 7 gonitw, w tym jedną kat. B. Ponadto janowski Subaru (r. ur. 1994) od derbistki Sarmacji po Gil wygrał pięć gonitw, w tym dwie kategorii B. Tyle samo zwycięstw, ale tylko grupowych odniósł również janowski Satyryk od derbistki Saszetki po Engano.

 

Sarmacja

Sarmacja

Wyhodowana w Janowie Podlaskim i trenowana przez Piotra Czarnieckiego Sarmacja (Gil-Saszetka/Engano) miała w rodowodzie po kądzieli same derbistki: założycielkę tej niezwykłej linii praprababkę Sabellinę (wygrała Derby w 1958 r.), prababkę Santę (1964), babkę Sasankę (1972) i matkę Saszetkę (1980 r.). Udało się jej przedłużyć tę niezwykłą passę, ale Derby w 1990 r. wygrała praktycznie cudem. Oto jak wspomina po latach ten pamiętny wyścig rozpoczynający wtedy świetną karierę jeździecką Wiaczesław Szymczuk, który ma w dorobku siedem zwycięstw w Arabskich Derby: – Sarmacja lubiła galopować mocnym tempem. Tymczasem to był wolny, spokojny wyścig. Tylko trenowany przez Stanisława Sałagaja Arras, którego w Janowa pokonała bez problemu o 1 dł., wysforował się, a ja nie chciałem jechać na froncie. Na ostatniej prostej Arras był daleko i przestraszyłem się, że Sarmacja nie zdąży go doścignąć. Ale ona sama się wyciągnęła i wygrała o krótki łeb. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale trochę się strachu najadłem”. Sarmacja stała się ulubienicą publiczności już w wieku trzech lat, bo wygrywała jak chciała w swych czterech występach, w tym Nagrody Koheilana I (bardzo łatwo o 5 dł.) i Sambora (dowolnie aż o 10 dł.!). Nic więc dziwnego, że była bitą faworytką w pierwszym swym występie w kolejnym sezonie. Tymczasem liczne rzesze jej zwolenników spotkał ogromny zawód. Zajęła bowiem dopiero trzecie miejsce w biegu o Nagrodę Bandosa za Cynikiem i Etamanem (0,5 dł. – nos). Tę nieoczekiwaną porażkę popularny „Wiesiek” tłumaczy następująco: – Pamiętam, że zimą 1990 roku konie na Służewcu chorowały. Sarmacja również gorączkowała i miała przerwę w treningach. Jednak nie mogliśmy czekać. Trener Czarniecki zdecydował, że trzeba sprawdzić, czy będzie mogła wziąć udział w najważniejszych gonitwach. Było to krótko po chorobie. Nie była jeszcze wtedy pełni sił, a mimo to dzielnie walczyła i była blisko trzecia. Oczywiście, publiczności się to nie podobało. Ale konie to nie są maszyny, lecz żywe organizmy. Dochodzą do wysokiej formy także poprzez udział w wyścigach. Czasami i tym najlepszym po drodze do wysokich celów przydarzają się porażki.” Po „przetarciu” się w Bandosa, Sarmacja wygrała, o czym było już wyżej, nagrody Janowa i Derby, a następnie dowolnie Nagrodę Europy o Puchar „Animexu” (o 5 dł. przed El Konto) i również dowolnie Oaks (o 6 dł. przed Dianah). Wyraźnie zmęczona trudnym sezonem nie dała już rady w Porównawczej. Uległa o 1 dł. Paragonowi. Na tym, z dorobkiem 8 zwycięstw w 10 startach, zakończyła karierę wyścigową i odeszła do hodowli. Wyścigowe predyspozycje odziedziczyło jej potomstwo: wybitna Savvannah (druga w Derby 2001 i pierwsza w N. Europy 2002), oaksistka Salsa (2004) czy odnoszący nieprzeciętne sukcesy w sezonie 2007 Sabat (wygrał nagrody: Bandosa, Ofira i Kurozwęk). Pierwszy syn Sarmacji, urodziwy Sarmata (trzeci w Derby 1996), to Czempion Brazylii z roku 2001.

W uznaniu wybitnych osiągnięć wyścigowych Sarmacja została w 2007 lauretką trzeciej edycji WAHO Trophy. Tę szczególną nagrodę ustanowiono podczas Kongresu Światowej Federacji Hodowców i Właścicieli Koni Czystej Krwi Arabskiej (WAHO) w roku 2004 w Warszawie z myślą o wyróżnieniu wyjątkowych koni arabskich w krajach członkowskich. Nagroda jest przyznawana począwszy od 2005 roku. Polscy laureaci są dekorowani podczas Dni Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim.

 

 

Druid

Druid

Uznawany jest za najlepszego konia czystej krwi polskiej hodowli, jaki biegał po wojnie. Jego kariera była niesamowita. Wraz z Tomaszem Dulem stworzył nierozłączny i trudny do pokonania duet. W 15 startach, głównie tych najbardziej prestiżowych, wygrał trzynaście razy (8 razy w kat. A) i dwukrotnie był drugi. Po zakończeniu kariery wyścigowej został w 1999 roku podczas aukcji w Janowie Podlaskim zakupiony przez turecki Jockey Club za sumę 500 000 $. Druid urodził się w 1993 r Michałowie. Był synem wicederbisty Wojsława i derbistki z 1985 r. Dalidy, córki Probata. Trafił do stajni Doroty Kałuby. W wieku trzech lat startował sześciokrotnie, wygrywając pięć razy. Jak burza przeszedł przez grupy, w obu startach wygrywając dowolnie. Z łatwością zdobył również Nagrodę Koheilana I, niestety, w zaciętej walce nieoczekiwanie przegrał z Miletem bój o prestiżową Nagrodę Białki. Była ona wówczas rozgrywana na 1600 m, co mogło być główną przyczyną porażki świetnie czującego się na dłuższych dystansach Druida. Już w kolejnym starcie zrewanżował się Miletowi o 2,5 dł. w biegu o Nagrodę Sambora (2200 m), a na koniec sezonu w przekonującym stylu pokonał starsze konie w Porównawczej, bijąc bardzo mocnych przeciwników: niemieckiej hodowli Kishana (zwycięzcę najważniejszych gonitw dla starszych arabów), Sarmatę i Estelkę. Druid kontynuował wspaniałą karierę wyścigową w kolejnych dwóch sezonach, już ze swoim stałym jeźdźcem Tomaszem Dulem (wcześniej tylko dwa razy jechał na nim kto inny: w debiucie dosiadał go Mirosław Pilich, natomiast bieg o Nagrodę Sambora wygrał pod Wiaczesławem Szymczukiem). Zwyciężał w kolejnych gonitwach, a im dystans był dłuższy tym jego przewaga nad rywalami wyraźniejsza. Zdobył nagrody: Ofira, Kabareta i Janowa (dowolnie), a następnie bardzo łatwo pokonał w Derby towarzysza stajennego Harbina, którego największym pechem było to, że… miał w roczniku Druida. Był bowiem trzykrotnie drugi – właśnie za Druidem.

Potem, jak przystało na derbistę, stanął na starcie biegu o Nagrodę Europy. Jego najgroźniejszym przeciwnikiem był trenowany przez Sławomira Walotka Kishan, ale tak jak w wieku trzech lat w Porównawczej i tym razem okazał się lepszy od mocnego siwka. Na koniec sezonu po raz drugi w karierze zdobył Nagrodę Porównawczą, tym razem wygrywając dowolnie przed trzyletnią, utalentowaną klaczą Njushaach, Harbinem i Kishanem. W wieku pięciu lat Dorota Kałuba wystawiała go już tylko w najważniejszych biegach. Bez kłopotów wygrał Nagrodę Figaro, a następnie po raz drugi zdobył Nagrodę Europy, łatwo rozprawiając się z wyjątkowo liczną stawką rywali (pobiegło 15 koni). W ostatnim starcie swej bogatej kariery doznał drugiej porażki – trzyletni szybki Wiliam pozbawił go trzeciego sukcesu w Porównawczej, ale należy zaznaczyć, że niósł o 7 kg mniej. W hodowli dał tylko jednego bardzo dobrego konia, derbistę 2003 oraz dwukrotnego zwycięzcę Nagrody Europy (2004-2005) Gorca, którego sylwetkę przedstawimy w jednym z kolejnych odcinków.

 

Gorec

gorec

Najlepszy z potomków legendarnego Druida został wyhodowany przez Annę Nieorę-Tchkuaseli. Jego matką była rosyjska Gordaia (po Damask). Tak jak ojciec zapisał się w historii jako derbista, a następnie dwukrotny zwycięzca biegu o Nagrodę Europy. W przeciwieństwie jednak do Druida, od czasu do czasu zdarzały mu się zaskakujące wpadki. Taka sytuacja miała po raz pierwszy miejsce w wieku trzech lat. Gorec wygrał trzy biegi, najpierw dwa grupowe, a następnie bardzo łatwo zdobył Nagrodę Europejczyka. Nieoczekiwanie fatalnie zaprezentował się w najważniejszym starcie w sezonie – był dopiero 10. w rywalizacji o Nagrodę Białki. Pod koniec roku też mu się nie wiodło – zajął czwarte miejsce w wyścigu o Nagrodę Sambora i 8. w Porównawczej. Jego trenerka (a zarazem hodowczyni) wyciągnęła prawidłowe wnioski z tych wyników. Wyglądało na to, że Gorec szybko „łapie” formę, ale równie szybko ją traci. W związku z tym podjęła decyzję o zapisaniu go do Derby, planując wcześniej jedynie jeden start na poziomie grupowym, którego Gorec nawet nie wygrał – był drugi pod starszym uczniem Aleksandrem Reznikovem. Rosjanin pojechał na nim także miesiąc później w Derby już jako praktykant dżokejski. Oczywiście Gorec nie był
faworytem, ale miał swoich zwolenników i ich nie zawiódł. Na prostej finiszował fantastycznie, wprost nokautując rywali i osiągając celownik z przewagą aż 5 długości nad najlepszym z pozostałych 13 koni – Zafirem. Kilka tygodni później, podczas Międzynarodowego Dnia Arabskiego, Gorec stanął na starcie biegu o Nagrodę Europy. Wysoko dotowany wyścig przyciągnął na start również gościa z Francji czteroletniego Eau de Roche, któremu przypadła rola faworyta. Reznikov na Gorcu zaraz po wyjściu na prostą zaatakował prowadzącego Millennium, jednak rywal się nie poddawał. Doszło do niezwykle zaciętej i długiej walki pomiędzy tą dwójką. Ostatecznie o łeb wygrał szwedzkiej hodowli Millennium, trenowany przez Bogdana Ziemiańskiego, z Piotrem Piątkowskim w siodle. Jak się okazało to był koniec szczytu formy derbisty, który później zaliczył już tylko dwa bardzo słabe występy w biegach o Nagrody Michałowa (7.) oraz Porównawczej (8.). Jechali na nim kolejno Ochocki i Szymczuk, bo Reznikov był wtedy zawieszony.

W wieku pięciu lat znów był oszczędnie przygotowywany. Po raz pierwszy pobiegł dopiero pod koniec czerwca, zdobywając Nagrodę Kurozwęk (przed towarzyszem stajennym Vikontem oraz Millennium), a następnie dopiero niemal dwa miesiące później w gonitwie o Nagrodę Europy. Tym razem obsada biegu była jeszcze mocniejsza. Oprócz broniącego tytułu Millennium na starcie stanęło kilka zagranicznych koni: m.in. utytułowani szwedzcy bracia El Wodkine i El Waldo. Co ciekawe, Aleksander Reznikov wybrał na ten wyścig świetnie zapowiadającego się czteroletniego Seligera, którego darzył dużym sentymentem. Na Gorcu pojechała dość nieoczekiwanie amazonka Małgorzata Maroszek (świetnie radząca sobie w tamtym sezonie). Na prostej wydawało się, że szwedzkie konie stoczą walkę o zwycięstwo, ale wówczas Gorec pofrunął tak samo jak niegdyś w Derby. W końcówce pokonał dziewięcioletniego El Wodkine. Później był jeszcze drugi w gonitwie o Nagrodę Michałowa
(też pod Maroszek) i czwarty w Porównawczej (pod Reznikovem). W ostatnim sezonie startów Gorec pobiegł już tylko trzy razy. W walce wygrał pod koniec lipca 2005 bieg o Nagrodę Figaro,  pokonał o krótki łeb wyśmienitą Wienervę (jej rekord – 10 zwycięstw w 13 startach) i po raz drugi z rzędu zdobył Nagrodę Europy. Następnie klacz wzięła rewanż, wyprzedzając go o 1,5 dł. biegu o Nagrodę Michałowa. Ogólny bilans startów Gorca może nie jest tak imponujący jak jego ojca – 19 startów, 8 zwycięstw i 5 drugich miejsc, ale zdobycie błękitnej wstęgi i dwukrotny triumf w międzynarodowo obsadzonych biegach o Nagrodę Europy mają swoją wymowę.

 

Marvin El Samawi

marvin el samawi

Wyhodowany przez jedną z filii słynnej holenderskiej The Kossack Stud Marvin El Samawi zasłynął jako najlepszy arab trenowany w Polsce w pierwszej dekadzie XXI w. Może się poszczycić niesamowitą serią dwunastu zwycięstw z rzędu na torach polskich i niemieckich. Dwukrotnie zdobył Nagrodę Europy, a łącznie odniósł 19 zwycięstw w 31 startach. Mocno zbudowanego kasztana zakupiła Niemka Jutta Hietzscholdt. Początkowo powierzyła Marvina El Samawi do treningu niemieckiej trenerce Regine Weissmeier, pod której wodzą wystartował dwukrotnie w 2006 r. Najpierw był trzeci w holenderskim Duindigt na sprinterskim dystansie 1300 m, a pod koniec lipca wygrał gonitwę w niemieckim Bad Harzburgu. Kłopoty organizacyjne w gonitwach dla arabów u naszych zachodnich sąsiadów były jedną z przyczyn decyzji Jutty Hietzscholdt o
przeniesieniu swoich koni do Polski. Marvin wkrótce trafił do stajni trenera Mieczysława Mełnickiego, którego dobrze znano w Niemczech jeszcze gdy był dżokejem (w dodatku płynnie mówił w tym języku). Mełnicki uważał Marvina za konia o ogromnym potencjale, ale późnego. W debiucie na Służewcu Marvin był czwarty, ale wygrał trzy kolejne biegi: III, II i I grupy. Już na początku kolejnego sezonu został zgłoszony do wyścigu w Szwecji, gdzie w solidnie w solidnym towarzystwie zajął trzecie miejsce. Potem zaczęła się wielka seria Marvina, który zdobył bez wysiłku nagrody Cometa i Ofira (pokonując w obu szybkiego New Mana), a następnie pewnie Nagrodę Europy, wyprzedzając zwycięzcą dwóch poprzednich edycji Amor Amora oraz derbistkę Orgię Fatę. W październiku Marvin wygrał jeszcze Dubai Criterium w Mulheim oraz wyścig o Nagrodę Michałowa na Służewcu (przed Orgią Fatą).

W kwietniu 2009 r. po raz drugi zdobył Nagrodę Cometa, nie bez trudu przedłużając serię zwycięstw do sześciu. Do maksymalnego wysiłku zmusiła go wówczas austriackiej hodowli Waikiki, wykorzystując, że rywal startuje pod nadwagą (63 kg). Potem znów pokazał klasę w niemieckiej Kolonii, gdzie łatwo wygrał gonitwy H.H. Sheikh Hamdan Al Maktoum Triple Competition R2 oraz prestiżową Al Maktoum – Preis von Europa (G3 PA). Na Służewiec wrócił, by odnieść drugie z rzędu zwycięstwo w biegu o Nagrodę Europy. Tym razem pokonał Vona i znów Amor Amora, a także Kentauera Kossacka, Waikiki oraz derbistę Ermisa. Serię przedłużyły sukcesy w Hassloch (Niemcy), drugi z rzędu w rywalizacji o Nagrodę Michałowa oraz we Frankfurcie na zakończenie sezonu. Jak się okazało był to koniec wspaniałej passy Marvina, który na inaugurację sezonu 2010 po zaciętej walce przegrał o łeb z młodszym wychowankiem stadniny The Kossack Stud – Vasylim Kossackiem. W
tym pamiętnym wyścigu ogiery walczyły przez kilkaset metrów. Następnie był siódmy w bardzo mocno obsadzonym biegu G3 we Francji i drugi w Niemczech. Zwycięstwo w trzecim z rzędu wyścigu o Nagrodę Europy utrudniło mu włączenie tej gonitwy do światowego festiwalu organizowanego przez szejka Mansoura, co spowodowało przybycie na Służewiec mocnych zagranicznych arabów, na czele z reprezentującym barwy sponsora wyśmienitym Muqatilem Al Khalidiah. Saudyjski ogier prowadząc od startu do mety wyśrubował rekord toru na dystansie 2600 m – 2’56,3″ pokonując o 2 dł. Vasyliego Kossacka. Marvin był czwarty, ulegając jeszcze holenderskiej Djelanie, a pokonując kolejnego zagranicznego konia – Periandera. To nie był jednak koniec zwycięstw kasztana. Łatwo zdobył Nagrodę Wielkiego Szlema i po raz trzeci
w karierze wygrał Nagrodę Michałowa. W ostatnim sezonie startów biegał już bez większych sukcesów, wygrywając tylko dwa wyścigi grupowe na Służewcu. W ciągu całej kariery najczęściej Marvina dosiadał Aleksander Reznikov, który wygrał na nim 11 razy. Po zakończeniu kariery wyścigowej Jutta Hietzscholdt zabrała Marvina do stadniny, gdzie obecnie jest ogierem czołowym. Jego potomstwo biega solidnie, ale głównie na poziomie grupowym. Do tej pory najlepszy był wałach Tyl, zwycięzca pięciu gonitw, w tym o nagrody Cometa, Pierrota oraz Wielkiego
Szlema. Nieźle też na torze radziła sobie w sezonach 2019 i 2020 Al Naira, zwyciężczyni gonitwy o Nagrodę Sasanki, czwarta w Oask i piąta w Derby.

 

Shannon Queen

Shannon Queen

Kolejną arabską gwiazdą polskich wyścigów początku XXI wieku należy bezsprzecznie uznać klacz Shannon Queen, która tak jak Marvin El Samawi i foblut Va Bank, popisała się fantastyczną serią 12 zwycięstw z rzędu. Trenowana przez Janusza Kozłowskiego kasztanka była niepokonana od początku kariery aż do ostatniego występu w wieku czterech lat (2016-2017). W międzyczasie zwyciężała we wszystkich najważniejszych biegach. W odróżnieniu od Marvina, Shannon Queen reprezentowała polską hodowlę. Przyszła na świat w prywatnej stadninie państwa Magdaleny i Daniela Gromalów, którzy kilka lat wcześniej kupili świetnego pochodzenia klacz Sasankę Fatę od hodowcy i trenera koni arabskich Jana Głowackiego. Pierwszy przychówek tej klaczy, klacz Szatynka, biegała słabo, mimo dobrych warunków fizycznych.

Jednak mająca francuskiego ojca Ainhoę St Fausta Shannon Queen od początku prezentowała się bardzo efektownie i nieźle radziła sobie na treningach pod okiem Janusza Kozłowskiego. Robiła niebywałe postępy i wieku trzech lat została zgłoszona do wyścigu wraz z towarzyszką stajenną Gusą, uznawaną za faworytkę. To jednak Shannon Queen wygrała tamten wyścig łatwo, podobnie jak kolejny. W pierwszym starciu pozagrupowym, biegu o Nagrodę Europejczyka (kat. B) przyszło jej zmierzyć się z niezwykle obiecującym francuskim Muzahimem, ale po zaciętej walce pokonała go o łeb, a dwa miesiące później podczas Dnia Arabskiego w rywalizacji o Nagrodę Białki jeszcze raz z nim wygrała, tym razem o krótki łeb. Tym samym klacz udowodniła, że jest nie tylko niesamowicie utalentowana, a do tego twarda i waleczna. To nie był oczywiście koniec sukcesów Shannon Queen w wieku trzech lat, bo do tych wygranych dołożyła jeszcze dwa trofea – łatwo zdobyte nagrody: Sambora i Porównawczą, w której po walce pokonała liczną, stawkę składającą się z rówieśników i koni starszych, m.in. zdobywcy Derby Skandynawii Gazello, czy derbistów ze Służewca Alladyna i Mogadiusza. W wieku czterech lat Shannon Queen kontynuowała niesamowitą serię zwycięstw, które przychodziły jej raz łatwiej, raz ciężej. Wygrała kolejno gonitwy o Nagrody: Kabareta (dowolnie), Janowa (pewnie) i Derby (pewnie przed Bandolero). W biegu o Nagrodę Europy ostatecznie nie stanął na starcie żaden koń trenowany za granicą, ale niespodziewanie zacięty opór faworytce stawiła wyśmienitego pochodzenia pięcioletnia Shahad Athbah, reprezentująca barwy Janowa Podlaskiego. Po walce Królowa okazała się jednak lepsza o 1,5 dł. Następnym cennym laurem były Oaks (przed Arwą), a dwunastym do kolekcji Nagroda Michałowa, zdobyta po niesamowicie zaciętej rywalizacji z Shahad Athbah (o krótki łeb). W kolejnym występie, w gonitwie o Nagrodę Porównawczą rozegranej na ciężkiej bieżni, Shannon Queen po raz pierwszy nie minęła celownika jako pierwsza. Tamten wyścig z miażdżącą przewagą (o 17 dł.) wygrał być może najlepszy w dotychczasowej historii arab trenowany w Polsce – Fazza Al Khalediah (wówczas miał trzy lata). Królowa była czwarta, łeb w łeb ze swoją „ulubioną” rywalką Shahad Athbah.

Shannon Queen została w treningu jeszcze na jeden sezon, choć jej właściciele i trener zdawali sobie sprawę, że przyjdzie rywalizować jej z liczną grupą świetnych koni, m. in. „alkhalediahami”. Z tego też powodu Janusz Kozłowski dość spokojnie prowadził ją w pierwszej części sezonu, zapisując ją tylko dwukrotnie: w biegach o Nagrody Pamira i Ofira. W obu była trzecia. Następnie w bardzo dobrym stylu zdobyła Nagrodę Sabelliny (w gronie klaczy) i zajęła czwarte miejsce w biegu o Nagrodę Wielkiego Szlema. Miał to być ostatni start w jej karierze, jednak ostatecznie otrzymała jeszcze jedną szansę i ją wykorzystała. Na zakończenie kariery, po raz drugi wygrała bieg o Nagrodę Michałowa, w którym w celowniku pokonała uciekającego na prostej przy bandzie Burkana Al Khalediah. Przez większość kariery Shannon Queen dosiadał Aleksander Reznikov (8 zwycięstw w 11 dosiadach), ale też czterokrotnie wygrał na niej Viktor Popov, a po razie Szczepan Mazur i Anton Turgaev. Po zakończeniu kariery klacz odeszła na matkę do stadniny „Czorty” państwa Gromalów, zlokalizowanej w miejscowości Dabrowa k. Nowego Dworu Mazowieckiego.

Fazza Al Khalediah

Fazza Al Khalediah

Nigdy wcześniej w Polsce nie było konia czystej krwi arabskiej, który miałby okazję ścigać się z najlepszymi na świecie, a co więcej… nie tylko walczyć z nimi, jak równy z równymi, ale także wygrywać. I choć nasz kraj znany jest na świecie z hodowli najpiękniejszych arabów, jest też jednym z niewielu, gdzie rocznie odbywa się tak wiele wyścigów tej rasy, to mało kto spodziewał się, że trenowany we Wrocławiu przez Michała Borkowskiego, francuskiej hodowli i własności Polska AKF Sp. z o.o. Fazza Al Khalediah, osiągnie tak ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej. Siwek wyhodowany został we francuskiej filii należącej do Księcia z Arabii Saudyjskiej Al Khalediah Stables. Jest synem wyśmienitego saudyjskiego Jalnara Al Khalidiah i Assmy Al Khalediah, córki kolejnej wyścigowej i hodowlanej znakomitości – Amera. Być może niezbyt imponujący wygląd Fazzy sprawił, że zdecydowano się oddać go do polskiego treningu (najlepsze araby zostają zazwyczaj we Francji). Co ciekawe jeszcze po pierwszych łatwych wygranych we Wrocławiu trener Michał Borkowski ostrożnie się wypowiadał na temat szans ogiera w pierwszym pozagrupowym starciu w Warszawie. Na treningach Fazza bowiem wcale nie błyszczał. Z każdym startem wygrywał jednak pod amazonką z tytułem dżokeja, Natalią Hendzel, z coraz większą przewagą, łatwo zdobywając nagrody: Europejczyka (o 2 dł.), Białki (o 6), Sambora (o 6), by na koniec sezonu wprost znokautować starszych rywali na miękkiej bieżni w Porównawczej (wygrał aż o 17 dł.!). Po tym wyczynie zaczęto coraz śmielej mówić o jego ponadprzeciętnym talencie.

Na początku kolejnego sezonu Fazza bez wysiłku zdobył nagrody: Cometa i Ofira na Służewcu, a ponieważ nie mógł brać udziału w Derby (przeznaczone są wyłącznie dla arabów polskiej hodowli), pojawił się pomysł zgłoszenia go dla francuskiego odpowiednika tej gonitwy, który jest nieporównywalnie bardziej prestiżowy, a spotykają się w nim świetne konie czystej krwi z całego świata. Niestety, na skutek trudności porozumienia się z organizatorami, ostatecznie zaniechano tego pomysłu. Fazza został zgłoszony do znacznie niżej dotowanej gonitwy rangi Listed we Włoszech (The UAE Cup). Wygrał ją pod dżokejem Pierantonio Convertino, choć na początku biegł z tyłu stawki i wydawało się, że nie nadąża za rywalami. 19 sierpnia 2018 roku Fazza po raz ostatni pobiegł na Służewcu. Dosiadany, jak we wszystkich startach w Polsce, przez Natalię Hendzel stanął na starcie biegu o Nagrodę Europy, a jedynym zagrożeniem wydawał się rywal z Francji – Ijram. I rzeczywiście na prostej liczyły się tylko te dwa konie, niestety łatwe zwycięstwo odniósł dosiadany przez bardziej doświadczonego jeźdźca pięciolatek. Była to pierwsza porażka Fazzy w karierze. Ta przegrana musiała trochę zachwiać wiarę trenera i właściciela, którzy w międzyczasie postanowili zgłosić siwka do Qatar Arabian World Cup rozgrywanego na Lonchamp w ten sam weekend co Nagroda Łuku Triumfalnego dla folblutów. Ijram wydawał się o wiele słabszy niż potencjalni rywale Fazzy we Francji. Na szczęście nie zrezygnowano z wielkich planów i na początku października Fazza w towarzystwie kilku innych koni arabskich, zapisanych do mniejszych gonitw, pojechał na podparyski tor. Żaden z wcześniej startujących „towarzyszy” nie spisał się zbyt dobrze, wszyscy zajmowali dalsze miejsca, więc trudno było optymistycznie patrzeć na szanse Fazzy w starciu z najlepszymi końmi na świecie. Po starcie Fazza znów biegł na odległej pozycji. Na prostej jednak Pierantonio Convertino znalazł przejście między końmi, a Fazza wspaniale przyspieszył. Błyskawicznie zbliżał się do czołówki, a kiedy objął prowadzenie, tłum zgromadzony na Longchamp zamarł. Outsider zwyciężył, zarabiając dla swoich właścicieli ponad 2 mln zł. Był to niewiarygodny sukces na skalę światową, a Fazza został okrzyknięty „Polskim Księciem”. To nie był koniec sukcesów ogiera na najwyższym światowym poziomie, choć w kolejnych startach zabrakło mu trochę szczęścia. Miesiąc po wygranej we Francji Fazza pobiegł w równie prestiżowym wyścigu w Abu Zabi – Sheikh Zayed bin Sultan Al Nahyan Jewel Crown (G1, 1600 m). Finiszował na prostej znakomicie jak zawsze, jednak była ona zbyt krótka, żeby mógł doścignąć klacz Al Shamoos, która wykorzystała dobrą pozycję wywalczoną w dystansie i uciekła na prostej przy kanacie. Fazza, finiszując po zewnętrznej, odrobił wiele długości, ale było już zbyt późno by pokonać rywalkę. Przez kilka kolejnych tygodni Fazza mógł regenerować siły, ponieważ zadecydowano o jego występie podczas jednego z najsłynniejszych mityngów świata Dubai World Cup Night w biegu Dubai Kahayla Classic (G1, 2000 m, tor All Weather). Te gonitwy, z udziałem najznakomitszych koni z całego świata odbywają się w ostatnią sobotę marca na torze Meydan w Dubaju. Wcześniej, w styczniu, Fazza miał pobiec w dużym wyścigu na prywatnym torze swojego właściciela w Arabii Saudyjskiej. Tak też się stało. Ogier nie najlepiej czuł się w swoim debiucie na innej niż trawiasta nawierzchni, ale mimo to zajął drugie miejsce. Do reprezentującego te same barwy Tallaaba Al Khalediah stracił ponad 10 dł. Właściciel do najbardziej prestiżowej gonitwy, Dubai Kahayla Classic, zapisał ostatecznie oba konie. Tallab jednak już na zakręcie miał dość, natomiast Fazza galopował coraz lepiej i na początku prostej dołączył do dyktującego tempo od startu Af Mahera. Walka między tą dwójką trwała całą prostą, pozostałe konie nie potrafiły się do nich nawet zbliżyć (finiszowały ponad 10 dł. za tą dwójką). 200 m przed celownikiem Fazza był już wyraźnie pierwszy, jednak znany polskiej publiczności Tadhg O’Shea poderwał Af Mahera do walki raz jeszcze, który po dramatycznej końcówce rywal okazał się lepszy o łeb. Oczywiście, z perspektywy tak bliskiego, wydawało się sukcesu, pozostał pewien niedosyt, jednak bez wątpienia ten występ był wydarzeniem historycznym. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, gdyby ktoś powiedział, że koń trenowany w Polsce będzie ścigać się w największych wyścigach świata, każdy bywalec popukałby się w czoło. Stało się to jednak rzeczywistością.

Na koniec dodajmy, że we wspomnianych 14 startach Fazza wygrał ponad 5,18 mln złotych, a po sezonie 2018 w międzynarodowym rankingu koni czystej krwi arabskiej został wyceniony na 128 funtów, zajmując ex aequo pierwsze miejsce z ogierem Gazwan (GB). W dalszej karierze na arenie międzynarodowej Fazzie przeszkodziła kontuzja. Zdecydowano się go leczyć w Niemczech, gdzie przechodził rehabilitacje w ośrodku Adel Resort. Fazzie udało się powrócić na tor na początku 2020 roku. Był przygotowywany pod kątem ponownego udziału w Dubai Kahayla Classic. Zaliczył kontrolny wyścig niskiej rangi w Belgii (oczywiście wygrał go dowolnie), a następnie udał się do ZEA. Niestety, na skutek szerzącej się pandemii koronowirusa meeting odwołano, a Fazza wrócił do Europy. Plan treningowy zmodyfikowano tak, aby przygotować go do walki w gonitwie, którą wygrał w 2018 roku – Qatar Arabian World Cup na Longchamp. Siwek pobiegł zatem dopiero w sierpniu w Deauville. Finiszował jako piąty w biegu Doha Cup (G1). Następnie w pięknym stylu wygrał pod Christophem Soumillonem Prix Dragon (G1), główny bieg przygotowawczy do Arabian World Cup. Niestety, w tym najważniejszym starcie jego kontuzja się odnowiła.

 

Legendy toru: Jeźdźcy

Tomasz Dul

Tomasz dul

Gwiazda tego wybitnego jeźdźca zajaśniała pełnym blaskiem po wygraniu w 1989 roku Derby na trenowanym przez Mirosława Stawskiego Krezusie. Przez kolejnych 15 sezonów, aż do tragicznej śmierci w wieku 55 lat był niekwestionowanym liderem i najpopularniejszym dżokejem na Służewcu. Wtedy to wśród publiczności często było słychać zawołanie: „Dawaj Dulu, toru królu”! Od 2006 roku Memoriał Tomasza Dula jest główną gonitwą podczas inauguracji sezonu.

Jak nikt inny potrafił przygotować sobie konie podczas treningów, a później z wielką maestrią, nie nadużywając bata, posyłać je w wyścigach. Bawił się często z rywalami w kotka i myszkę. Do jego mistrzowskiego repertuaru należały m.in. łatwe lub pewne zwycięstwa „o łeb”. W ostatnim swym sezonie, mając 54 lata, nadal prezentował swą najlepszą sportową technikę i utrzymywał wagę 55-57 kg.

Zadebiutował na torze w 1967 roku, ale potem miał dłuższe przerwy. Pracował m.in. Fabryce Domów. Pierwsze zwycięstwo odniósł dopiero w 1978 r., a tytuł dżokeja uzyskał pięć lat później, wygrywając setną gonitwę na trenowanej przez Andrzeja Walickiego Knei.

Po odejściu ze stajni Walickiego osiem lat pracował u Stawskiego i Doroty Kałuby, wygrywając na koniach tej wybitnej trenerki dwukrotnie Derby (1997 – na Mustafie, 1998 – na Arcticu) oraz na trenowanej przez współpracującego z Dorotą Kałubą Bogdana Strójwąsa Dżamajce (w 2000 r.). Wygrałby zapewne także w 1994 roku na Limaku, ale trzy tygodnie przed gonitwą musiał się poddać operacji wyrostka robaczkowego.

Przez ostatnie dwa lata życia pracował w stajni trenera Macieja Janikowskiego. Zdobył w jej barwach w 2004 roku po raz piąty błękitną wstęgę Derby na Montbardzie. Koń ten minął co prawda celownik jako drugi za trenowaną przez Dorotę Kałubę i dosiadaną przez Małgorzatę Maroszek Królową Śniegu, ale po uznanym przez Komisję Techniczną proteście, został ogłoszony zwycięzcą.

Oprócz pięciu zwycięstw w Derby, trzykrotnie zwyciężył w Wielkiej Warszawskiej (1990 – Novara, 1998 – Arctic i 2000 – Dżamajka). W 2001 roku ustanowił powojenny rekord pod względem zwycięstw w jednym sezonie – 140 (139 w kraju, jedno zagranicą). Żałował, że tak mało mu zabrakło do pobicia przedwojennego najlepszego osiągnięcia francuskiego dżokeja Edwarda Gilla, który w 1937 roku wygrał na Polu Mokotowskim 142 razy. W pierwszej połowie lat 90. przez trzy sezony (od listopada do końca kwietnia) pracował w stajni jednego z szejków w Abu Dabi,

Miesiąc przed tragicznym w skutki wyjazdem w okolice Warki (chciał zrobić przysługę koleżance ze stajni i przywieźć jej dzieci z ferii) zdał egzamin trenerski. Planował, że za rok-dwa zakończy karierę jeździecką i zacznie prowadzić stajnię.

3. marca 2005 roku na cmentarzu w Pyrach „Króla toru” żegnały oprócz najbliższej rodziny tłumy Jego przyjaciół, kolegów i sympatyków. Zgodnie z tradycją, w ostatniej drodze towarzyszył dżokejowi koń, osiodłany w charakterystyczne czerwone, wyścigowe siodło i czarną ścierkę z numerem 1.

Tomasz Dul był niewątpliwie obok Jerzego Jednaszewskiego i Mieczysława Mełnickiego jednym z najwybitniejszych dżokejów w historii Służewca. Oprócz corocznego Memoriału, upamiętnia go tablica wmurowana przy głównym wejściu na Trybunę Honorową.

 

Jerzy Jednaszewski

Jerzy jednaszewski

Kontynuujący tradycję rodzinną (jego ojciec Marian Jednaszewski wygrał Derby na Piano w 1937 i Good Bye 1950 r.) Jerzy „Jerzyk” Jednaszewski należał, obok: Kazimierza Jagodzińskiego, Walentego Stasiaka i Mieczysława Mełnickiego do grona czterech polskich dżokejów, którzy w latach 1946 – 86 odcisnęli swe trwałe piętno w wyścigach na Torze Służewiec.

Był uznawany za mistrza techniki i taktyki jazdy. Pozostawił po sobie trudny do pobicia rekord: osiem zwycięstw w Wielkiej Warszawskiej. Podczas swego drugiego, 2,5-rocznego kontraktu w RFN, wygrał na Windurfie dwukrotnie Wielką Nagrodę Europy w Kolonii (1975-76).

Zagraniczne wyścigi, już jako czołowy jeździec na Służewcu, poznał bliżej dzięki dwóm pobytom we Francji w latach 1967 – 1968. W czasie drugiego z nich pracował w stajni, której właścicielem był Aga Khan, a na pierwszą rękę jeździł w niej sławny dżokej francuski Yves Saint Martin. Po latach „Jerzyk” przyznawał: – ”Dopiero we Francji nauczyłem sie jeździć tak, jak jeździli na Zachodzie. Dla mnie wzorem był Yves Saint Martin. Od niego nauczyłem się tzw. krótkiego dosiadu”.

W 1970 roku, jako pierwszy z dżokejów w historii Służewca, wygrał wszystkie najważniejsze gonitwy w sezonie: Rulera (Dakar), Nagroda Prezesa RM (Tarczyn), Derby (Taormina), St. Leger (Taormina), Wielka Warszawska (Driada).

Trener Molenda w krótkiej wypowiedzi na temat „Jerzyka”, zamieszczonej w książce Wojciecha Bukata i Eugeniusza Halskiego zat. „Bomba w górę” podkreślał: – „Praca i talent czynią mistrza. Po kilku latach stałego jeżdżenia w Niemczech Zachodnich, Jerzy Jednaszewski często wygrywał z czołowymi dżokejami zachodnioeurpejskimi, na których wcześniej się wzorował” (…). „Często porównuje się Tomka Dula z Jerzykiem, Myślę, że Tomek był mistrzem na skalę krajową, a Jerzyk na europejską”.

Drogę na zachodnioeuropejskie tory utorowało mu zwycięstwo w 1971 r. na trenowanej przez Molendę Bostelli w Kolonii, w gonitwie o Nagrodę Pferdemenges Renen. W następnym roku pracował już w Niemczech Zachodnich i jeździł na tamtejszych torach do końca sezonu. Wygrał wtedy m.in. na Tannenbergu Nagrodę Winter Faworit.

Wrócił na Służewiec w 1973 roku, by wygrać najpierw swe ostatnie (piąte) Derby na Darginie. Wcześniej błękitną wstęgę zdobył na Pearym (1957) jeszcze jako kandydat dżokejski, a później jeszcze: w 1965 na Epikurze, w 1969 Kadyksie (z miejsca do miejsca) i w 1970 na Taorminie.

Po zwycięstwie w Derby na Darginie przegrał co prawda na nim z jadącym na Monaco Janem Filipowskim w St. Leger, ale podczas Mityngu Państw Socjalistycznych na Służewcu znów pokazał klasę. Najpierw poprowadził go do zwycięstwa w biegu o Nagrodę Moskwy, a dwa tygodnie później wygrał prowadząc od startu do mety Wielką Nagrodę Państw Socjalistycznych. Kropkę nad „i” w tamtym pamiętnym sezonie postawił, wygrywając na Darginie Wielką Warszawską.

Pierwsze zwycięstwo w tej kultowej jesiennej gonitwie porównawczej odniósł na wspomnianym już Pearym, następnie na Surmaczu (tr. Stanisław Pasternak) – 1959; Donnie Aqui (tr. Aleksander Falewicz) – 1960; Jurysdykcji (tr. Henryk Szymański) – 1962 i czterech koniach St. Molendy: Dolores – 1967; Driadzie – 1970; Darginie – 1973 i Dersławie – 1977.

Jeździł z niezwykłą elegancją i zdobył międzynarodową sławę. Łącznie odniósł 757 zwycięstw. Osiągał sukcesy nie tylko w Polsce i Niemczech, ale też w Austrii, Czechosłowacji i na Węgrzech.

Jego kariera trenerska rozpoczęła się równie świetnie, jak zakończyła jeździecka. Już w pierwszym roku (1978) w Wielkiej Warszawskiej zwyciężył Pawiment. Nie dane mu było fetować zwycięstwa w Derby – najbliżej tego wyczynu był Iluzjan, który w 1988 r. o nos przegrał z trenowanym przez Ludwika Buidensa Diablikiem. Karierę trenerską zakończył w 1994 r., ale nie mógł się rozstać z wyścigami tak po prostu. Przez kolejnych kilkanaście lat pracował w Komisji Technicznej, najpierw jako jej członek, a następnie przewodniczący.

Był podziwiany nie tylko za wysoki kunszt jeździecki, ale też za pracowitość, otwartość i niezwykłą pogodę ducha. Te cechy pozwoliły mu zdobyć przyjaciół na całym świecie.

Jerzy „Jerzyk” Jednaszewski zmarł 1 listopada 2009 r. w wieku 79 lat. Jego pamięci poświęcony jest bieg I grupy na 2200 m, rozgrywany w pierwszej połowie czerwca.

 

.

 

 
Mieczysław Mełnicki

mieczysław Mełnicki

Był postacią wybitną i niezwykle lubianą nie tylko ze względu na osiągnięcia sportowe, ale też niezwykłą otwartość, kontaktowość i poczucie humoru. Popularny „Mietek” wygrał aż 1663 gonitwy, najwięcej ze wszystkich jeźdźców w historii polskich wyścigów.

Starsi bywalcy toru pamiętają jego wspaniałe zwycięstwa na Demonie (1964-65). Oprócz Derby, wygrał na niej dwukrotnie Wielką Warszawską. Później w tym wyścigu triumfował jeszcze na Jarabubie w 1981 r. dla trenera Stanisława Dzięciny oraz na Księżycu w 1986 r. dla Andrzeja Walickiego.

Wydarzeniem na skalę europejską było wygranie przez Mełnickiego trzech gonitw Derby w ciągu trzech tygodni. Miało to miejsce w 1984 r., gdy najpierw zwyciężył na Nemanie w Wiedniu, następnie na Jurorze w Pradze, i na koniec, znów na Nemanie, na Służewcu. Podwójny sukces (w Derby Austrii i Polski) fetował jeszcze rok później na Korabiu, trenowanym przez Andrzeja Walickiego.

Na Służewcu Derby wygrał w sumie sześć razy, oprócz wspomnianych: Demony (1964 r.), Nemana (1984) i Korabia (1985), zwyciężały pod nim: Sekwoja (1975), Skunks (1979) i syn Demony – Demon Club (1981).

Pracował i ścigał się także przez trzy lata (1972-74) w Niemczech ze znaczącymi sukcesami. Wtedy też wygrał na niemieckim koniu Derby Belgii.

W gonitwach dla koni arabskich błękitną wstęgę zdobywał dwukrotnie: na Finiszu w 1971 r. oraz Piechurze w 1983 r..

Karierę jeździecką zakończył w 1987 roku. W następnym rozpoczął trenerską przygodę. Swoją stajnię nazwał „Demona”. W 2003 r. jednym z faworytów Derby był trenowany przez niego Domart, który wygrał gonitwy o nagrody Strzegomia, Rulera i Iwna. Jednak w biegu o błękitną wstęgę doszło do dużej niespodzianki. Z końca stawki na pierwsze miejsce finiszował bowiem inny koń ze stajni Mieczysława Mełnickiego – Joung Islander, który dwa tygodnie wcześniej wygrał Nagrodę Aschabada. Dla dosiadającego go wówczas Jerzego Ochockiego było to 1000. zwycięstwo w karierze.

W kolejnych latach Mełnicki zasłynął z solidnego przygotowywania koni czystej krwi arabskiej, głównie dla niemieckich właścicieli. Najlepszym okazał się Marvin El Samawi, który w latach 2008-2009 wygrał 12 gonitw z rzędu, w tym dwukrotnie rozgrywaną na Służewcu od 1985 r. Nagrodę Europy.

Zawsze podkreślał rolę ciężkiej pracy w rozwijaniu talentu. Podziw budził także swoją klasą, postawą i trybem życia. Chociaż dość szybko osiągnął wiele, nigdy nie spoczął na laurach i utrzymywał najwyższy sportowy poziom. Sposób, w jaki opowiadał historie ze swojego życia, i w jaki sposób żartował, zachowując przy tym kamienną twarz, z pewnością zapadł w pamięć każdemu, kto z nim rozmawiał. O wielu takich historiach opowiedział red. Wojciechowi Zielińskiemu, który je spisał i opublikował w biograficznej książce „Żokej”.

Niemal do końca życia trenował konie. Zmarł na skutek choroby serca 1 lutego 2019 r. w wieku 80 lat.

 

 

 

Walenty Stasiak

Walenty stasiak

Drugim, obok Kazimierza Jagodzińskiego, ulubionym dżokejem publiczności w pierwszej powojennej dekadzie na Służewcu był Walenty Stasiak. On także zaliczał się do czołówki w latach trzydziestych na Polu Mokotowskim. Dosiadał m.in. derbistów: Mata (1934 r.) i Jeremiego (1938 r.).

Po wojnie najpierw odnosił wspaniałe zwycięstwa na trenowanym przez Stanisława Kowalskiego Turyście, na którym po dwa razy z rzędu wygrywał Wielką Warszawską (1947-48) oraz Nagrodę Prezydenta (1948-49), a ponadto St. Leger (1947). Trzecią w karierze Wielką Warszawską wygrał w 1950 r. na Turfie.

Zdobył błękitne wstęgi Derby na Dorpacie (1953), De Corte (1954) i Laryksie (1956). Na wszystkich trzech zwyciężył także St. Leger.

Stasiak był uczestnikiem incydentu, który wydarzył się w 1953 roku podczas odbywającego się na Służewcu Mityngu Państw Socjalistycznych. W pierwszym jego dniu (gonitwy międzynarodowe rozgrywane były w odstępie dwóch tygodni) Stasiak wygrał na Dorpacie Nagrodę Moskwy. Nasz derbista wyprzedził po walce o 2 dł. rosyjskiego Charkowa, dosiadanego przez słynnego dżokeja, a następnie trenera Nikolaja Nasibowa. Do rewanżu doszło po dwóch tygodniach w gonitwie o Puchar. Tym razem po niezwykle zaciętej walce wygrał o 1 dł. Charkow.

Bieg ten miał nie tylko emocjonujący, ale i dramatyczny przebieg. Jak opowiada jego naoczny świadek, chodząca legenda Służewca, Andrzej Szydlik, 200 metrów przed metą Nasibow zajechał drogę Stasiakowi. Ten w odwecie przyłożył Rosjaninowi dwa baty w plecy. Obaj złożyli przeciwko sobie protesty. Tysiące ludzi z biało-czerowonymi flagami czekały na decyzję Komisji Technicznej, kto wygrał i jaki zagrają hymn. Chociaż było to już po śmierci Stalina, to jednak sędziowie nie mogli sobie pozwolić na dyskwalifikację konia z Kraju Rad. Wyrok był Salomonowy: został zatwierdzony wynik z celownika, a Stasiaka wspaniałomyśnie nie ukarano za wspomniany wybryk, co i tak było wtedy aktem swoistej odwagi.

Walenty Stasiak był, można tak w przenośni powiedzieć, założycielem „Klubu 1000” w historii polskich wyścigów. Wygrał w latach 1927-1957 1206 gonitw. Dwukrotnie po wojnie zostawał czempionem dżokejów: w 1948 r. wygrał 48 gonitw, a w 1953 – 31.

 

Kazimierz Jagodziński

Kazimierz jagodziński

Kazimierz Jagodziński należał do ścisłej czołówki jeźdźców już w latach trzydziestych na Polu Mokotowskim. Jego największym wówczas osiągnięciem były dwa „rzędowe” zwycięstwa w Derby – 1935 (Impet II) i 1936 (Horyń). Pierwszy powojenny sukces odniósł, wygrywając w 1946 r. na Izanie pierwszą na Służewcu Wielką Warszawską. Następnie powtórzył przedwojenny wyczyn i wygrał dwukrotnie z rzędu Derby: na Gniewie (1947) i na Ruchu (1948), który był pierwszym koniem trójkronowanym na Służewcu. W Derby zwyciężył jeszcze raz, w 1951 roku na Arrasie, który osiągnął, jak na owe czasy, bardzo dobry wynik: 2’30. W pierwszej dekadzie (1946-56) po wojnie Kazimierz Jagodziński wraz z Walentym Stasiakiem zdominowali rywalizację jeźdćów.

Jagodziński trzykrotnie wygrał także główną gonitwę I części sezonu dla 4-letnich i starszych koni, której nazwa była czterokrotnie zmieniana. W 1946 roku była to Nagroda Prezydenta Krajowej Rady Narodowej, w latach 1947-52: Prezydenta RP, od 1953 roku: Nagroda Prezesa Rady Ministrów, a od 2010 r.: Prezesa Totalizatora Sportowego. Pierwszą z nich wygrał na Odeonie, drugą na Izanie, a trzeci raz triumfował na Turyście.

Ponadto dwukrotnie zwyciężył w St. Leger: w 1946 r. na Popradzie i w 1952 na Czorfanie.

Należał do pierwszej trójki dżokejów w historii polskich wyścigów, którzy zostali zaliczeni do elitarnego „Klubu 1000”. Wygrał 1122 gonitwy.